000075b |
Previous | 7 of 8 | Next |
|
small (250x250 max)
medium (500x500 max)
Large
Extra Large
large ( > 500x500)
Full Resolution
|
This page
All
|
13
Marekjłasko '
3 1 fMFNTAP71?i
Wszelkie autorsUe zastrzeżone Copjrlght 1958 by "Kultura"
L Och -sie —
iedział Franciszek j
K-iechna- ł cyieiu ir"ię wsi-ała
v to wszystko Po prostu zaśpiew-awli
i na ulicy !fhuiei łuri"ri"i"n m—ilnzenie Po—tem sa- -
S _ '! ln --nnwtnńTin} ttjj Franci='hl1 i'u" -"- -" z troska w
Br) -J--
U™ 'Łi-- TNoiemdoeburzueu?ic —TŁZipuiołilwuinŁtóurrinziynułlurTuFrłjafinetłi-ngT- -
Dlaczego?
Zaspie" laiuiiiK
'Wiedział sąsiad Franciszka — Niby
'Jlx i"b--
v
si? zdaje że nic że czlowiek
R niewinny aie zuwwe ozarpai się
łn
IllUiJia
1_ 'ie skąd Tylko uniosłem się Iro- -
mt
prawa Paryż
nuaiuui
nieznajomy cztowieK ziewną
L postukać — rzekł — Jak ktoś
rijjdzie to poprosić może wypuszczą
ra teraz może być godzina?
i— Czy ja wiem: riąia muzę uuiej
i'ieznajomy zastanawiał się przez
Kilf
!— Teraz ma sniznę sierzani juaunow-i- -
powiedział — Bardzo dobry
Ara Jeśli on przyjdzie to poprosić go
Łeba grzecznie i wypuści Jeśli na- -
Hftde nic nie Dyto
U-- Ależ skąd — rzent iranciszeK i
miszł ramionami — Aiowię panu: by-li
trochę wstawiony i śpiewałem
J-- Co pan spiewat
_ Czy to nie wszystko jedno?
i-- Jasna sprawa że nie Śpiew a
Wk lo Kolosalna ronica t) ezym pan
bal?
- Już nie pamiętam zresztą to na- -
rtmdc nieważne wojsKowa siara pio- -
Rka
nieznajomy gwizdnął
t-- Gorzej być nie mogło — powie- - fcl — Leży pan jak amen w pacierzu
rociijJH się iiau miiis i pouzai irzasc
liza ramie: — Panie Sikorski panie
Korski Niecli pan zaśpiewa tę piosen-ka
którą pana wsadzili
fKtoś niewidoczny w ciemności zaśpię- - i
"Raz późno wracam ja do domu
I nagle wolność kończy się
Cywilne płaszcze automaty
Legitymacja u-be-p- e"
śpiewak skończył swa nrodukcie i za- - I soczyście Sąsiad Franciszka po
Iedział:
Maria Rodziewiczówna
Pożary Zgliszcza
£iJĆ=()==()==()==-()C=()C==()C==()C==()==()==()==()==()- -
pdy płomień przygasał Aleksander
jta! i obchodził zagrodę wokoło pod-taja- ć
ognie czasem na bliższe wycie
Muiadal strzałem i wracał do nóg
Sen go nie brał zmęczenie nie miało
ratepu na ludzkie słabości był za-$t- o
szczęśliwy
[Jo odejściu Sama długo rozmawiali o
tej znajomości cieszył ich ten przy-W- l
i sąsiedztwo potem Władka ści-W- J
i zamyślona oparłszy głowę o ra-- ?
Swidy przyglądała się lianom pur-topwj- m
od ognia Borsuk po
z losem czmyhając kręcił się
'Jrawie i wracał rln nirh nionsinnnie
eĄtogdyspgookSowiniidea pogładził bydło prz- r 0 czym tv myślisz jodyna? — za-f- ał Aleksander'
Z'A rńflln ni niinn „„ i nnlnnAninln
rjmaki polne
Mozę nie będziesz rad gdy ci po- -
FjF — szepnęła łagodnie uśmiech- -
Irjle ci tutaj? — spytał niespokojnie --r Mnie zle z tobą! icc cozv — badał schylając się
$W1Oczach łzy ipi sio 7kliłv n rnmip- - a objął skiońie i szyję nawet
'"t jeciyna' — powtórzył prosząco
Wówczas objęła go rękami za szyję
ac mu się do Diersi wvszentała swa
ftfUCMU tajemnice tak cicho ' że ja raczej SPi-ro- m vj — „ii „„„i i -- win mt ijuaiyaidi hveż°emómju skcahrybbiae zdłuostyz!a —wywjdyzjiąekazłe
aua i do nóg jej się pochylił ze
Hwie religijną przed tą ukocha-na—
matką jego dziecięcia
ona się broniła i ukrvwszv zaru- -
lona twarz na jego piersi płakała
' łopotem ci będę zamiast a a- - — skarżyła się żałośnie
Łui rni P°mocv n'e trzeba je-- 3 "la " dwojga miała być chata do
Ij7'Q li°J§a oędzie do jesieni!
Ij3'amęczysz sie na śmierć ii IfCzcie padniesz
&da'TPadne- - §d--
v
ml B°g taką nagro- - fi! ~ i?ra7 dopiero pokażę co mogę
-- A "! IHUSW cio UTionni nc7P7f
V° mv zrobimy bez ciebie! — 'do-cisz- ej
l%Syj"yk ' rozpaczliwy: jęk wo- - — u rozległ się tuż za nimi
(!)
— Ot widzi pan Piosenka a piosenka
— to jest różnica Jeśli pan śpiewał to
samo kiedy pana zahaczyli to niedobrze
— Pierwszy raz to słyszę — powie- jtdaazkkiaałśgFłsurtpaainrecagiosz'wekonjisek—owśpaiAewpnaiiłogsdeynMkbaóvwmię cpzaegnouś: "
— Musi pan sobie przypomnieć —
powiedział stanowczo sąsiad Franciszka
— To jest konieczne Musi pan wiedzieć
za co pana wsadzili W czasie śledztwa
musi się pan orientować o co chodzi i
jak się zachowywać Co to może bvć za
piosenka? Legiony? Chyba nie bo by
pan pamiętał Zresztą "Legiony" to fra-szka
dostaje się najwyżej półtora roku
Co to może być za swołocz? Aaa — prze- ciągnął — może to? Chwileczkę
Nieznajomy począł potrząsać gwał- townie jakimś ciałem ciało natychmiast
podniosło się i poczęło przecierać oczy
rękami Sąsiad Franciszka powiedział:
— Panie Nowak co pan śpiewał kie-dy
pana aresztowano?
Człowiek nazwany panem Nowakiem
najpierw załkał krótko potem odśpiewał
cichym miękkim tenorem:
"Niech żyje nam marszałek Stalin!
On usta słodsze ma od malin!
On jest marzeniem mym tęsknotą
Mojego życia bajką złotą"
Skończywszy ułożył się natychmiast
do snu Sąsiad Franciszka powiedział:
— To samo?
— Nie
— To dobrze Teraz ten facet będzie
miał kupę czasu na kształcenie swego
głosu A może pan opowiadał dowcipy?
— Nie
— Proszę sobie dobrze przypomnieć
Czasem za dowcip można dostać więcej
jak za piosenkę — odwrócił się 'nagle
i zawołał w ciemność: — Hallo panie
Aleksandrowicz!
— Tak — odpowiedział kłoś w dru-gim
końcu celi
— He dostał ten facet który tu w
zeszłym miesiącu siedział i który powie-dział
na wie pan kogo "Ziutek-słonecz-ko"- ?
— Nie było jeszcze sprawy — odparł
głos z drugiego końca celi — ale myślę
że nie wywinie się bez piątki Ten któ-ry
siedział razem z nim i powiadał dow-cip
o skupie zboża dostał trójkę to ile
tamten jest wart?
ws?!r1
M
i
blasków
Swida skoczył na nogi porwał szluciec
wypalił prawie nie mierząc w zmiesza-ny
kłąb utworzony z napastnika i by-dlę'
cPialaski łeb pantery ukazał się w ca-łej
okazałości Drasnęła ją snadź kula
bo zaryczała i rzucając zdobycz skupiła
się do skoku
— Aleks! — krzyknęła Władka pory-wając
drugi szluciec
Swida ani drgnął zmierzył uważniej
i palnął między oczy Zwierz wydał z
siebie iakich charkot niewyraźny sko-czył
jednak choć śmiertelnie tknięty i
o krok od strzelca zwalił się w drgaw-kach
ostatnich
— Ot tobie złodziejko za naszą wy-gnańczą
chudobę! — zawołał Aleksander
strzelając raz jeszcze dla pewności
Wół dogorywał z rozprutym gardłem
dobił go właściciel kordelasem i pobiegł
Bodniecie ognie o których był zupełnie
zapomniał
Wvfip w nuszc7v ucichło na czas ja
kiś i no chwili małżonkowie wrócili na
swe miejsce u ogniska i Swida rzekł
wesoło:
— Będziesz miała dobrą skórę w
chacie!
— żebyś o jedną linię chybił! —
rzekła z dreszczem
— Tobyś ty strzeliła! Nic się nic
bałem myślałem o was!
Wycie' umilkło zupełnie Niebo coraz
wyraźniej odcinało się od lasu aż wresz-cie
szczytyt drzew poczęły nabierać zło
tawych smug
— Zaśnij teraz Aleks! — prosiła
Władka
— Uchowaj Boże! Ta nikczemna pan-tera
przyczyniła mi roboty i kłopotu
Rzeźnikiem będę dzisiaj!
— To moja funkcja Aleks! — upom-niała
się
— Twoja funkcja teraz hodować się
i pieścić! — odparł! "promienny od
szczęścia
Wziął ja jak dziecko na ręce i za-niósł
do wozu Na posłaniu ją złożył
„r4wvinio nVrvł ntnlił i chwile oderwać
sie nie mógł od jej widoku Drzewa zło-ciły
się coraz więcej i blaski ognisk blad-ły
Odszedł nareszcie ucałowawszy ją na
dobranoc
Ona biedna znużona oezmiernie za- -
snęła twarao nie zouuaiu jej u j
ranne ani zgiełkliwe ptactwo po lianach!
zbudził ją dopiero azwięK u&uuuwj nie
"ZWIĄZKOWIEC" MARZEC (March) Środa 4 — 1959 STR 7
Sąsiad Franciszka westchnął
— Widzi pan — powiedział do niego
— Słowa są rozmaite Cóż niech pan
się trzyma Nie ma pan czasem papie-rosa?
— Powiedziałem już panu że nie —
rzekł Franciszek rozmowa poczynała go
drażnić
Nieznajomy ziewnął
— Trudno — rzekł — W takim ra-zie
wybaczy pan że utnę sobie pokrze-piającą
drzemkę Ile razy nocuję tutaj
zawsze śnią mi się winnice skąpane w
ostrym blasku południa Kocham Grecje
Widzę starców o wzniosłych obliczach
ubranych w długie tuniki Widzę dziew-częta
w przewiewnych szatach snujące
się wśród rozkwitłych cyprysów Docho-dzi
mnie aż tutaj ich słodki pełen drga-jącej
radości życia śpiew
Nie dokończył ostatniego zdania zwa-lił
sie na beton zachrapał nagle i z taką
silą że Franciszek drgnął Znów ogarnę-ła
go wściekłość "Do diabla" — pomy-ślał
— "Czy to ze człowiek zaśpiewa
trochę głośniej na ulicy rzeczywiście sta-nowi
powód aby przebywać przez całą
noc z jakimiś łobuzami i pijakami Czy
ten który po wypiciu paru kieliszków
wódki idzie do domu i po drodze nawet
trochę śpiewa ma być traktowany na
równi z łobuzami ostatniego rzędu?"
Wstał gwałtownie nie zważając na
jęki i pomrukiwania tych których pod-czas
swej drogi podeptał podszedł do
drzwi i począł długo az do bólu przegu-bów
walić w nie pięściami Nikt nie
przychodził tylko na końcu korytarza
zapewne z innej celi dochodziły jakieś
wrzaski i klątwy Franciszek kopnął w
drzwi raz i drugi wtedy dopiero gdzieś
z przeciwnej strony dobiegł go trzask
zamka i rozległy się kroki "Nareszcie"
— pomyślał z ulgą i otarł czoło Zaraz
potem zazgrzytał zamek Drzwi otworzy-ły
się powoli i na progu stanął niski
mężczyzna o okrągłej wesołej twarzy
w mundurze sierżanta "To pewno ten"
— przypomniał sobie Fianciszek i ogar-nęła
go radość — "To pewnie ten sier-żant
o którym mówił tamten facet"
— O co chodzi? — zapytał sierżant
Jego głos brzmiał spokojnie i cicho bez
tak drażniącego sztucznego chłodu o któ-ry
starają się wszelcy funkcjonariusze
świata i Franciszek nabrał do niego zau-fania
— Możecie mnie wysłuchać? — za-pytał
starając się mówić grecznie i bar-dzo
wyraźnie
— O co chodzi? — powtórzył sier-żant
—Mam wrażenie — powiedział
Franciszek — że chyba zatrzymano mnie
niesłusznie Po prostu szedłem ulicą by-łem
nieco wstawiony i nie wiem dlacze-go
chociaż jestem stary byk przyszła
mi ochota zaśpiewać Miałem kiedyś
przestrzelone płuca i nie chciałbym się
znany jej nieznanytym dzikim stronom
Była to piosenka
Władka podniosła głowę i buchała
uszom nie wierząc
Piosenka szła rozgjośna wesoła z ca-łych
piuc i szczerej ochoty z daleka tu
przybyła zza mórz szerokich zza ziem
tysiąca:
Oj ta dana oj dana
Rokicino kochana
Zwijaj mi się ochoczo
Pod mą ręką roboczą
Władka słuchała a serce iei wzbiera
no wielką otuchą raz pierwszy w życiu
znała Nic mu snadź nie brakło teraz i
o całej nędzy zapomniał
Stuk siekiery wtórował pieśni i roz-brzmiewała
ona głusząc ptaki coraz
szersza i donośniejsza
Pod ubogą pod strzechę
Pójdziesz służyć krzewino
W tobie swoją uciechę
Matka złoży jedyną!
Młoda kobieta wyskoczyła z wozu
Rkńri nantery iuż zdieta suszyła sie do
[drzewa przybita na długich żerdziach
nad ogniskiem dymiły się ćwierci woło-wego
mięsa woły się pasły spokojnie
borsuk spał na burce Swidy nigdzie
I śladu krwawej sceny nocnej a dzień
jasny i piękny jak marzenie
Władka prędko zrobiła swą toaletę
nad strumykiem zaczesała złote warko-cze
i zawstydzona osnalstwem zaczęła
się krzątać około swej kuchni
A na porąbce siekiera brzmiała bez
nslannio i r)ł'vnela piosenka robotnika
Niestrudzony 'był niczym i spieszył się
spieszył!
W jakiś czas potem Simsonowie z oj-cem
na czele wybrali się wreszcie w od-wiedziny
do nowych osadników
Ścieżkę przez puszczę już przebił Sam
w swvch częstych tamże wędrówkach
wiec już nie "błądząc trafili na polanę
Swida miał dnia tego syzyfową roooię
gdyż zaciągał belki na stojący już zrąb
Jaką siła "zrobił to' wszystko dwojgiem
tylko rąk tego by i on nic potrafił opo-wiedzieć
Ujrzawszy sześciu drabów i starego
rzucił robotę skomplikowaną mocno ze
sznurów drągów i podpór przeróżnych
i powitał ich radośnie
Samuel poszedł prosto do Władki
piorącej u strumienia i dumny ze swych
praw dobrego znajomego ofiarował się
jak zawsze ze swą choć nieudolna po-mocą
tamci rozostali obchodząc cieka-wie
budynek i wykrzykując na cześć
Swidy
Bez długich korowodów wzięli się
gromada do dzieła Belki zawleczono w
parę godzin a tymczasem Władka W7-doby- ła
z wozu baryłkę wódki i na tra
wie zastawiła posiłek
Bvły to jej ostatki zapasy się Koń-czylyi
a nowych nie przybywało bo Swi- -
zaziębić czy nie moglibyście mnie zwol-nić?
Sierżant popatrzył na niego przez
chwilę
— Wyciągnijcie ręce przed siebie —
rzekł — i zamknijcie oczy
Powiedział to bardzo grzecznie i Fran-ciszek
bez wahania wykonał jego pole-cenie
— A teraz — rzekł sierżant — po- wiedzcie szybko jak się nazywacie gdzie
mieszkacie gdzie pracujecie i na jakim
stanowisku
— Nazywam się Kowalski Mieszkam
ia osiedlu Muranów Pracuję w zakła-lac- h
remontowych samochodów jako za-stępca
kierownika kontroli technicznej
— W porządku — rzekł sierżant —
Opuśćcie ręce zobaczymy co się da
nobić
Otworzywszy oczy Franciszek zoba-czył
że sierżant uśmiecha się półgęb-kiem
— Chodźcie — powiedział sierżant
Zamknął drzwi znów szli cuchnącym
łabo oświetlonym korytarzem Wszędzie
ye wszystkich pomieszczeniach komisa--iat- u unosił się ten sam zapach przetra-wionego
alkoholu tak silny że Franci-szek
poczuł obrzydzenie do siebie
— Gdzie was tak urządzili z tymi
'ilucami? — zapytał sierżant
— W lesie — powiedział Franciszek
— W czterdziestym trzecim roku
— Partyzant?
— Tak
— Akowiec? Alowiec?
— Alowiec
Sierżant znów się uśmiechnął
— No i tak daliście się wziąć na ko-misariat?
— zapytał W jego głosie Fran-ciszek
wyczuł ton przyjacielskiej nagany
— Ci wasi chłopcy to tacy slużbiści
— rzekł — że żadną siłą nie mogłem
ich przekonać
— Co 71 obić — odpowiedział sier-żant
— Dzisiaj pierwszy ludzip czasa-mi
zbyt wiele lubią poszumieć a w mieś-cie
musi być porządek
Przeszli jeszcze kawałek korytarzem i
znaleźli się w pustej małej izdebce Sier-żant
powiedział:
— Zaczekajcie tutaj chwilę Zaraz
was zwolnimy
Franciszek usiadł na ławce i z roz-koszą
wyprostował zdrętwiałe nogi "Na-leszci- e"
— pomyślał — "Przynajmniej
ten jest rosądny i można się z nim jako4
dogadać Swoją drogą gdyby nie moja
zapalczywość byłbym już dawno w do-mu
Dobrze że powiedziałem Elżbiecie
o tym zebraniu nie będzie się denerwo-wać
Okazuje się że i zebrania mają swo-ja
dobrą stronę której na razie nie
można przewidzieć Trochę wódki zmę-czenie
zdenerwowanie czegóż trzeba
więcej aby znaleźć się na komisariacie?
Niechże lo wszystko diabli porwą"
=
da pochłonięty pracą nigdy nie chodził
na Iowy a o wyprawie do najbliższych
magazynów nie mogli i marzyć a zreslą
nie miał ani pieniędzy ani skór do za-miany
Poczciwy Sam dielił się z nimi zdo-byczą
żeby nie ta pomoc dawno by Ale-ksander
musiał zaprzestać budowli i sta-rać
się o alimenta
Simsonowie z apetytem wilczym zmie-tli
zastawione jadło wypili wódkę a że
późno było zostali na nocleg Niewy-bredni
to byli goście ale też i niespokoj-ni
Pozrzucali bez ceremonii buty i sur-duty
i żując tytoń spluwając opowiadali
jeden po drugim łowy na Indian i zwie-rza
Władka którą Swida wcześnie od-prowadził
do wozu noc całą budziła się
co pięć minut spłaszana rewolwerowymi
wystrzałami Myślała że chodzi o pante-ry
i niespokojna przez płótno wozu szu-kała
swefo męża oczami tymczasem by-ły
to tylko objawy dobrego humoru pa-nów
Simsonów którym towarzyszyły wy-cia
i piski cały chór naśladowniczy czer-wonoskóry- ch
i drapieżców O świcie naj-starsi
Bob i Will ruszyli na łowy stary
wrócił do domu czterech ochoczo wzięło
się ze świdą do budowli Więc rosła w
oczach i Władka pogodziła się z ich po-zorna
grubością Natury to były prawe i
poczciwe do ęruntu a dla niej okazywali
wielkie nrawie trwożne uszanowanie
Bob i Will o południu przynieśli cale-n- n
nrawie ielenia i sami własnoręcznie
upiekli pieczeń sposobem indiańskim
Tak dwa dni na polanie wrzało jak
w parnku a gdy wreszcie ucichło n:
chacie brakło tylko dachu i Swida oświad
czył żonie że za dwa tygodnie sprowa-dzą
się do mieszkania
I tak dzień po dniu rosła robota cie
szal-- ich niesłychanie Teraz gdy drze-wa
z grubszego obrobiono za pomocą
wołów Swida ściągnął na polanę byli cią-gle
bli=ko siebie On rąbał i śpiewał ona
łatając odzież lub warząc posiłek przy-glądała
się robocie
Jak przenowiadał Samuel z deska-mi
na pułap i podłogę był najcięższy
mozół każda sztukę trzeba było z pnia
wyciosywać a ciężkie były i chropowa-te
okropnie Już teraz i w nocy praco-wał
Aleksander i ledwie nad ranem za-sypiał
godzin parę na ziemi dopóki mu
słońce nic zajrzało w oczy nie pędiło
do roboty
Nigdy się nie poskarżył i nie ustał
Rękojeść topora zdarła mu skórę z rąk
blizn miał pełno i szramów raz belka
rozgniotła nogę czasem siekiera ośliz-giwał- a
się kalecząc biedaka a co nocy
myślał ze strachem że chyba już pomar-twiał- e
ramiona i kark zbolały wypowie-dzą
posłuszeństwo
Pr7Pmńpł wszystko a tak bvł ta nra- -
ca swa zajęty że i w ciężkim śnie wi-działa
Władka że rękami ruszał bez-wiednie
jakby wciąż rąbał
NOWE WYDAWNICTWO
INSTYTUTU POLSKIEGO
Z początkiem lułego br wyatła x
druku druga w serii "Prac" Insty-tutu
Polskiego w Kanadiie p t
Polonica Canadiana
1848—1957
Ksiqika liczy 138 stron i stanowi
bibliografie zwartych druków pol-sko-kanadyjs- kch
(839 pozycji) Pi-sana
po angielsku książka została
przygotowana przez dyrektora In-stytutu
dr Wiktora Turka Biblio-grafie
poprzedza przedmowa pre-zesa
Kanadyjskego Stów Bibliote-karzy
R H Blackburna i wstep
pióra autora
Ksigikę wydrukowała drukarnia
"Związkowiec" Można ja nabywać
w księgarni "Związkowca" w To-ronto
w cenie $150 za egzemplarz
ADWOKACI i NOTARIUSZE
G HEIFETZ BA
ADWOKAT
S HEIFETZ
NOTARIUSZ
55 Wellington St W Toronto Ont
EM 4-64- 51 wlectorem WA 3-44- 95
1 S
JAN L Z GÓRA
ADWOKAT — OBROŃCA
NOTARIUSZ
1437 Quen St W — Toronto
Tel Piuia: LE 3-12-
11 Miesk: AT 9-84-
65
i s
RUTH CANTON
B A CPA
ADWOKAT — OBROŃCA
NOTARIUSZ
1337 Dundas St W Toronto
LE 7-11-
33 UW
E H ŁUCK BA LLB
(ŁUKOWSKI)
I R H SMELA BA LLB
POLSCY ADWOKACI
Wspólnicy firmy adwokackiej
Blanty Pasternak Łuck & Smela
57 BLOOR ST W ró Bay WA 4-97- 55 przjjmują wieczorami zu telefonie- -
1 o
GEORGE BEN BA
ADWOKAT I NOTARIUSZ
Mów' po polsku
1147 Dundas St W - Toronto
Ttl LE 4-84-
31 I LE 4-84- 32
1 S
CAl BIELSKI BABCL
ADWOKAT I NOTARIUSZ
Przyjęcie codziennie — Sulle 702
llcnnant Hlilrt
21 Dundas Squar
(pry Yonpe St )
Toronto — EM 2-12-
51
Wieczorami za uprzednim
telefonicznym porozumieniem
spadkowych
NAJBARDZIEJ
DO TYCH KTÓRE TAK WAM SMA-KOWAŁY
W KRAJU RODZINNYM
BEZPŁATNA
na bankiety i inne
W TORONTO
TELEFONUJCIE
DENTYŚCI
Dr E WACHNA
DENTYSTA
Godziny: 10—12 i 2—Q
386 Bithurst St — EM 4-65- 15
2 W
Dr M LUCYK
DENTYSTĄ
2092 Dundas St W - Toronto
Tel RO 9-46-
82
2 W
Dr S D BRIGEL
LEKARZ DENTYSTA
CHIRURG — STOMATOLOG
IS'hpselccjlaalnissta &chSoruórbceonasm' yBuullsdtlnngt Kancelaria No 270
86 Bloor St W — Toront
Telefon WA 2-00-
56
2 W
Dr Tadeusz Więckowski
LEKARZ
Tel WA 2-08-
44
310 Bloor St W — Toronto
przyjmuje po uprzednim porozumie-niu
telefonicznym 2 W
Dr H SCHWABE
DENTYSTA
71 Howard Park Av
(ró£ Honcesallcs)
Godz przyjęć za zara telefon
LE 1-2-
005 i s
Dr Władysław
SADAUSKAS
LEKARZ
129 Grenadier Rd
(drugi dom ud itoncesyullei)
Przyjmuje za uprzednim telefo-- r 7nym porozumieniem Tlfon LE 1-4-
250 8
OKULIŚCI
OKULISTKI
Br Bukowska-Bena- r O D
Wiktoria Bukowska O D
prowadza nowoczesny gabinet
ukti)ltt)czny przy
27 Avenu
obok GLoffrey St
Tel LE 2-54-
93
Godziny przyjęć5: codziennie od 10
rano do 8 wieczór W soboty od
10 rano do 4 po pol 1 8
DLA ZABEZPIECZENIA
OCZU ZEISS
Punkłal
szkła do okularów
już ("i nabycia w
o nic u Waszego
specjalisty od otzj
Jan Alexandrowicz — Nolary Public
POLSKIE BIURO INFORMACYJNE
Pomoc w sprawach i majątkowych w
Polsce — Kontrakty i inne dokumenty Imigracja Income Tax
Tłumaczenia
Toronło Onł 799-- A Queen' S Weił Tel EM 8-54-
41 ' 12-- W
NAPOJU ZBLIŻONE
DENTYSTA
DENTYSTA
Kanadzie
Pytajcie
Cola - Ginger Ale - Orange - Cream Soda
DOSTAWA
okazje
Roncesvalltt
WASZYCH
rodzinnych
WAInut
5 1-2-
151
w dnie powszednie
do godz 7 wiecz
Nie dostarczamy towaru do prywatnych domów
20--W
Paczki PEKAO do Polski
DO WYBORU ŻYWNOŚĆ MATERIAŁY PREZENTY
LUB WYMIENIALNE NA PIENIĄDZE
(prawie 100 złotych za dolara)
Janiąue Trading - J Kamieński
TORONTO Oni: 835 Queen Sł W — Tel EM 4-40- 25
EDMONTON Alta: 10649 - 97lh Street — Tel 2-38-
39
RÓWNIEŻ WSZELKIE LEKARSTWA ITP
Najszybciej i najtaniej! Wolne od cła!
ŚWIEŻE POMARAŃCZE I CYTRYNY SihmmhmbhdS
n i
uim
1 fl- - c
u"
h
-
IV
l
H
1
i 'M
i
U'
J
[i f
]
V
!
i -- tó'i
TM '
m
frSft
ii- - md
ąt
Object Description
| Rating | |
| Title | Zwilazkowiec Alliancer, March 04, 1959 |
| Language | pl |
| Subject | Poland -- Newspapers; Newspapers -- Poland; Polish Canadians Newspapers |
| Date | 1959-03-04 |
| Type | application/pdf |
| Format | text |
| Identifier | ZwilaD2000287 |
Description
| Title | 000075b |
| OCR text | 13 Marekjłasko ' 3 1 fMFNTAP71?i Wszelkie autorsUe zastrzeżone Copjrlght 1958 by "Kultura" L Och -sie — iedział Franciszek j K-iechna- ł cyieiu ir"ię wsi-ała v to wszystko Po prostu zaśpiew-awli i na ulicy !fhuiei łuri"ri"i"n m—ilnzenie Po—tem sa- - S _ '! ln --nnwtnńTin} ttjj Franci='hl1 i'u" -"- -" z troska w Br) -J-- U™ 'Łi-- TNoiemdoeburzueu?ic —TŁZipuiołilwuinŁtóurrinziynułlurTuFrłjafinetłi-ngT- - Dlaczego? Zaspie" laiuiiiK 'Wiedział sąsiad Franciszka — Niby 'Jlx i"b-- v si? zdaje że nic że czlowiek R niewinny aie zuwwe ozarpai się łn IllUiJia 1_ 'ie skąd Tylko uniosłem się Iro- - mt prawa Paryż nuaiuui nieznajomy cztowieK ziewną L postukać — rzekł — Jak ktoś rijjdzie to poprosić może wypuszczą ra teraz może być godzina? i— Czy ja wiem: riąia muzę uuiej i'ieznajomy zastanawiał się przez Kilf !— Teraz ma sniznę sierzani juaunow-i- - powiedział — Bardzo dobry Ara Jeśli on przyjdzie to poprosić go Łeba grzecznie i wypuści Jeśli na- - Hftde nic nie Dyto U-- Ależ skąd — rzent iranciszeK i miszł ramionami — Aiowię panu: by-li trochę wstawiony i śpiewałem J-- Co pan spiewat _ Czy to nie wszystko jedno? i-- Jasna sprawa że nie Śpiew a Wk lo Kolosalna ronica t) ezym pan bal? - Już nie pamiętam zresztą to na- - rtmdc nieważne wojsKowa siara pio- - Rka nieznajomy gwizdnął t-- Gorzej być nie mogło — powie- - fcl — Leży pan jak amen w pacierzu rociijJH się iiau miiis i pouzai irzasc liza ramie: — Panie Sikorski panie Korski Niecli pan zaśpiewa tę piosen-ka którą pana wsadzili fKtoś niewidoczny w ciemności zaśpię- - i "Raz późno wracam ja do domu I nagle wolność kończy się Cywilne płaszcze automaty Legitymacja u-be-p- e" śpiewak skończył swa nrodukcie i za- - I soczyście Sąsiad Franciszka po Iedział: Maria Rodziewiczówna Pożary Zgliszcza £iJĆ=()==()==()==-()C=()C==()C==()C==()==()==()==()==()- - pdy płomień przygasał Aleksander jta! i obchodził zagrodę wokoło pod-taja- ć ognie czasem na bliższe wycie Muiadal strzałem i wracał do nóg Sen go nie brał zmęczenie nie miało ratepu na ludzkie słabości był za-$t- o szczęśliwy [Jo odejściu Sama długo rozmawiali o tej znajomości cieszył ich ten przy-W- l i sąsiedztwo potem Władka ści-W- J i zamyślona oparłszy głowę o ra-- ? Swidy przyglądała się lianom pur-topwj- m od ognia Borsuk po z losem czmyhając kręcił się 'Jrawie i wracał rln nirh nionsinnnie eĄtogdyspgookSowiniidea pogładził bydło prz- r 0 czym tv myślisz jodyna? — za-f- ał Aleksander' Z'A rńflln ni niinn „„ i nnlnnAninln rjmaki polne Mozę nie będziesz rad gdy ci po- - FjF — szepnęła łagodnie uśmiech- - Irjle ci tutaj? — spytał niespokojnie --r Mnie zle z tobą! icc cozv — badał schylając się $W1Oczach łzy ipi sio 7kliłv n rnmip- - a objął skiońie i szyję nawet '"t jeciyna' — powtórzył prosząco Wówczas objęła go rękami za szyję ac mu się do Diersi wvszentała swa ftfUCMU tajemnice tak cicho ' że ja raczej SPi-ro- m vj — „ii „„„i i -- win mt ijuaiyaidi hveż°emómju skcahrybbiae zdłuostyz!a —wywjdyzjiąekazłe aua i do nóg jej się pochylił ze Hwie religijną przed tą ukocha-na— matką jego dziecięcia ona się broniła i ukrvwszv zaru- - lona twarz na jego piersi płakała ' łopotem ci będę zamiast a a- - — skarżyła się żałośnie Łui rni P°mocv n'e trzeba je-- 3 "la " dwojga miała być chata do Ij7'Q li°J§a oędzie do jesieni! Ij3'amęczysz sie na śmierć ii IfCzcie padniesz &da'TPadne- - §d-- v ml B°g taką nagro- - fi! ~ i?ra7 dopiero pokażę co mogę -- A "! IHUSW cio UTionni nc7P7f V° mv zrobimy bez ciebie! — 'do-cisz- ej l%Syj"yk ' rozpaczliwy: jęk wo- - — u rozległ się tuż za nimi (!) — Ot widzi pan Piosenka a piosenka — to jest różnica Jeśli pan śpiewał to samo kiedy pana zahaczyli to niedobrze — Pierwszy raz to słyszę — powie- jtdaazkkiaałśgFłsurtpaainrecagiosz'wekonjisek—owśpaiAewpnaiiłogsdeynMkbaóvwmię cpzaegnouś: " — Musi pan sobie przypomnieć — powiedział stanowczo sąsiad Franciszka — To jest konieczne Musi pan wiedzieć za co pana wsadzili W czasie śledztwa musi się pan orientować o co chodzi i jak się zachowywać Co to może bvć za piosenka? Legiony? Chyba nie bo by pan pamiętał Zresztą "Legiony" to fra-szka dostaje się najwyżej półtora roku Co to może być za swołocz? Aaa — prze- ciągnął — może to? Chwileczkę Nieznajomy począł potrząsać gwał- townie jakimś ciałem ciało natychmiast podniosło się i poczęło przecierać oczy rękami Sąsiad Franciszka powiedział: — Panie Nowak co pan śpiewał kie-dy pana aresztowano? Człowiek nazwany panem Nowakiem najpierw załkał krótko potem odśpiewał cichym miękkim tenorem: "Niech żyje nam marszałek Stalin! On usta słodsze ma od malin! On jest marzeniem mym tęsknotą Mojego życia bajką złotą" Skończywszy ułożył się natychmiast do snu Sąsiad Franciszka powiedział: — To samo? — Nie — To dobrze Teraz ten facet będzie miał kupę czasu na kształcenie swego głosu A może pan opowiadał dowcipy? — Nie — Proszę sobie dobrze przypomnieć Czasem za dowcip można dostać więcej jak za piosenkę — odwrócił się 'nagle i zawołał w ciemność: — Hallo panie Aleksandrowicz! — Tak — odpowiedział kłoś w dru-gim końcu celi — He dostał ten facet który tu w zeszłym miesiącu siedział i który powie-dział na wie pan kogo "Ziutek-słonecz-ko"- ? — Nie było jeszcze sprawy — odparł głos z drugiego końca celi — ale myślę że nie wywinie się bez piątki Ten któ-ry siedział razem z nim i powiadał dow-cip o skupie zboża dostał trójkę to ile tamten jest wart? ws?!r1 M i blasków Swida skoczył na nogi porwał szluciec wypalił prawie nie mierząc w zmiesza-ny kłąb utworzony z napastnika i by-dlę' cPialaski łeb pantery ukazał się w ca-łej okazałości Drasnęła ją snadź kula bo zaryczała i rzucając zdobycz skupiła się do skoku — Aleks! — krzyknęła Władka pory-wając drugi szluciec Swida ani drgnął zmierzył uważniej i palnął między oczy Zwierz wydał z siebie iakich charkot niewyraźny sko-czył jednak choć śmiertelnie tknięty i o krok od strzelca zwalił się w drgaw-kach ostatnich — Ot tobie złodziejko za naszą wy-gnańczą chudobę! — zawołał Aleksander strzelając raz jeszcze dla pewności Wół dogorywał z rozprutym gardłem dobił go właściciel kordelasem i pobiegł Bodniecie ognie o których był zupełnie zapomniał Wvfip w nuszc7v ucichło na czas ja kiś i no chwili małżonkowie wrócili na swe miejsce u ogniska i Swida rzekł wesoło: — Będziesz miała dobrą skórę w chacie! — żebyś o jedną linię chybił! — rzekła z dreszczem — Tobyś ty strzeliła! Nic się nic bałem myślałem o was! Wycie' umilkło zupełnie Niebo coraz wyraźniej odcinało się od lasu aż wresz-cie szczytyt drzew poczęły nabierać zło tawych smug — Zaśnij teraz Aleks! — prosiła Władka — Uchowaj Boże! Ta nikczemna pan-tera przyczyniła mi roboty i kłopotu Rzeźnikiem będę dzisiaj! — To moja funkcja Aleks! — upom-niała się — Twoja funkcja teraz hodować się i pieścić! — odparł! "promienny od szczęścia Wziął ja jak dziecko na ręce i za-niósł do wozu Na posłaniu ją złożył „r4wvinio nVrvł ntnlił i chwile oderwać sie nie mógł od jej widoku Drzewa zło-ciły się coraz więcej i blaski ognisk blad-ły Odszedł nareszcie ucałowawszy ją na dobranoc Ona biedna znużona oezmiernie za- - snęła twarao nie zouuaiu jej u j ranne ani zgiełkliwe ptactwo po lianach! zbudził ją dopiero azwięK u&uuuwj nie "ZWIĄZKOWIEC" MARZEC (March) Środa 4 — 1959 STR 7 Sąsiad Franciszka westchnął — Widzi pan — powiedział do niego — Słowa są rozmaite Cóż niech pan się trzyma Nie ma pan czasem papie-rosa? — Powiedziałem już panu że nie — rzekł Franciszek rozmowa poczynała go drażnić Nieznajomy ziewnął — Trudno — rzekł — W takim ra-zie wybaczy pan że utnę sobie pokrze-piającą drzemkę Ile razy nocuję tutaj zawsze śnią mi się winnice skąpane w ostrym blasku południa Kocham Grecje Widzę starców o wzniosłych obliczach ubranych w długie tuniki Widzę dziew-częta w przewiewnych szatach snujące się wśród rozkwitłych cyprysów Docho-dzi mnie aż tutaj ich słodki pełen drga-jącej radości życia śpiew Nie dokończył ostatniego zdania zwa-lił sie na beton zachrapał nagle i z taką silą że Franciszek drgnął Znów ogarnę-ła go wściekłość "Do diabla" — pomy-ślał — "Czy to ze człowiek zaśpiewa trochę głośniej na ulicy rzeczywiście sta-nowi powód aby przebywać przez całą noc z jakimiś łobuzami i pijakami Czy ten który po wypiciu paru kieliszków wódki idzie do domu i po drodze nawet trochę śpiewa ma być traktowany na równi z łobuzami ostatniego rzędu?" Wstał gwałtownie nie zważając na jęki i pomrukiwania tych których pod-czas swej drogi podeptał podszedł do drzwi i począł długo az do bólu przegu-bów walić w nie pięściami Nikt nie przychodził tylko na końcu korytarza zapewne z innej celi dochodziły jakieś wrzaski i klątwy Franciszek kopnął w drzwi raz i drugi wtedy dopiero gdzieś z przeciwnej strony dobiegł go trzask zamka i rozległy się kroki "Nareszcie" — pomyślał z ulgą i otarł czoło Zaraz potem zazgrzytał zamek Drzwi otworzy-ły się powoli i na progu stanął niski mężczyzna o okrągłej wesołej twarzy w mundurze sierżanta "To pewno ten" — przypomniał sobie Fianciszek i ogar-nęła go radość — "To pewnie ten sier-żant o którym mówił tamten facet" — O co chodzi? — zapytał sierżant Jego głos brzmiał spokojnie i cicho bez tak drażniącego sztucznego chłodu o któ-ry starają się wszelcy funkcjonariusze świata i Franciszek nabrał do niego zau-fania — Możecie mnie wysłuchać? — za-pytał starając się mówić grecznie i bar-dzo wyraźnie — O co chodzi? — powtórzył sier-żant —Mam wrażenie — powiedział Franciszek — że chyba zatrzymano mnie niesłusznie Po prostu szedłem ulicą by-łem nieco wstawiony i nie wiem dlacze-go chociaż jestem stary byk przyszła mi ochota zaśpiewać Miałem kiedyś przestrzelone płuca i nie chciałbym się znany jej nieznanytym dzikim stronom Była to piosenka Władka podniosła głowę i buchała uszom nie wierząc Piosenka szła rozgjośna wesoła z ca-łych piuc i szczerej ochoty z daleka tu przybyła zza mórz szerokich zza ziem tysiąca: Oj ta dana oj dana Rokicino kochana Zwijaj mi się ochoczo Pod mą ręką roboczą Władka słuchała a serce iei wzbiera no wielką otuchą raz pierwszy w życiu znała Nic mu snadź nie brakło teraz i o całej nędzy zapomniał Stuk siekiery wtórował pieśni i roz-brzmiewała ona głusząc ptaki coraz szersza i donośniejsza Pod ubogą pod strzechę Pójdziesz służyć krzewino W tobie swoją uciechę Matka złoży jedyną! Młoda kobieta wyskoczyła z wozu Rkńri nantery iuż zdieta suszyła sie do [drzewa przybita na długich żerdziach nad ogniskiem dymiły się ćwierci woło-wego mięsa woły się pasły spokojnie borsuk spał na burce Swidy nigdzie I śladu krwawej sceny nocnej a dzień jasny i piękny jak marzenie Władka prędko zrobiła swą toaletę nad strumykiem zaczesała złote warko-cze i zawstydzona osnalstwem zaczęła się krzątać około swej kuchni A na porąbce siekiera brzmiała bez nslannio i r)ł'vnela piosenka robotnika Niestrudzony 'był niczym i spieszył się spieszył! W jakiś czas potem Simsonowie z oj-cem na czele wybrali się wreszcie w od-wiedziny do nowych osadników Ścieżkę przez puszczę już przebił Sam w swvch częstych tamże wędrówkach wiec już nie "błądząc trafili na polanę Swida miał dnia tego syzyfową roooię gdyż zaciągał belki na stojący już zrąb Jaką siła "zrobił to' wszystko dwojgiem tylko rąk tego by i on nic potrafił opo-wiedzieć Ujrzawszy sześciu drabów i starego rzucił robotę skomplikowaną mocno ze sznurów drągów i podpór przeróżnych i powitał ich radośnie Samuel poszedł prosto do Władki piorącej u strumienia i dumny ze swych praw dobrego znajomego ofiarował się jak zawsze ze swą choć nieudolna po-mocą tamci rozostali obchodząc cieka-wie budynek i wykrzykując na cześć Swidy Bez długich korowodów wzięli się gromada do dzieła Belki zawleczono w parę godzin a tymczasem Władka W7-doby- ła z wozu baryłkę wódki i na tra wie zastawiła posiłek Bvły to jej ostatki zapasy się Koń-czylyi a nowych nie przybywało bo Swi- - zaziębić czy nie moglibyście mnie zwol-nić? Sierżant popatrzył na niego przez chwilę — Wyciągnijcie ręce przed siebie — rzekł — i zamknijcie oczy Powiedział to bardzo grzecznie i Fran-ciszek bez wahania wykonał jego pole-cenie — A teraz — rzekł sierżant — po- wiedzcie szybko jak się nazywacie gdzie mieszkacie gdzie pracujecie i na jakim stanowisku — Nazywam się Kowalski Mieszkam ia osiedlu Muranów Pracuję w zakła-lac- h remontowych samochodów jako za-stępca kierownika kontroli technicznej — W porządku — rzekł sierżant — Opuśćcie ręce zobaczymy co się da nobić Otworzywszy oczy Franciszek zoba-czył że sierżant uśmiecha się półgęb-kiem — Chodźcie — powiedział sierżant Zamknął drzwi znów szli cuchnącym łabo oświetlonym korytarzem Wszędzie ye wszystkich pomieszczeniach komisa--iat- u unosił się ten sam zapach przetra-wionego alkoholu tak silny że Franci-szek poczuł obrzydzenie do siebie — Gdzie was tak urządzili z tymi 'ilucami? — zapytał sierżant — W lesie — powiedział Franciszek — W czterdziestym trzecim roku — Partyzant? — Tak — Akowiec? Alowiec? — Alowiec Sierżant znów się uśmiechnął — No i tak daliście się wziąć na ko-misariat? — zapytał W jego głosie Fran-ciszek wyczuł ton przyjacielskiej nagany — Ci wasi chłopcy to tacy slużbiści — rzekł — że żadną siłą nie mogłem ich przekonać — Co 71 obić — odpowiedział sier-żant — Dzisiaj pierwszy ludzip czasa-mi zbyt wiele lubią poszumieć a w mieś-cie musi być porządek Przeszli jeszcze kawałek korytarzem i znaleźli się w pustej małej izdebce Sier-żant powiedział: — Zaczekajcie tutaj chwilę Zaraz was zwolnimy Franciszek usiadł na ławce i z roz-koszą wyprostował zdrętwiałe nogi "Na-leszci- e" — pomyślał — "Przynajmniej ten jest rosądny i można się z nim jako4 dogadać Swoją drogą gdyby nie moja zapalczywość byłbym już dawno w do-mu Dobrze że powiedziałem Elżbiecie o tym zebraniu nie będzie się denerwo-wać Okazuje się że i zebrania mają swo-ja dobrą stronę której na razie nie można przewidzieć Trochę wódki zmę-czenie zdenerwowanie czegóż trzeba więcej aby znaleźć się na komisariacie? Niechże lo wszystko diabli porwą" = da pochłonięty pracą nigdy nie chodził na Iowy a o wyprawie do najbliższych magazynów nie mogli i marzyć a zreslą nie miał ani pieniędzy ani skór do za-miany Poczciwy Sam dielił się z nimi zdo-byczą żeby nie ta pomoc dawno by Ale-ksander musiał zaprzestać budowli i sta-rać się o alimenta Simsonowie z apetytem wilczym zmie-tli zastawione jadło wypili wódkę a że późno było zostali na nocleg Niewy-bredni to byli goście ale też i niespokoj-ni Pozrzucali bez ceremonii buty i sur-duty i żując tytoń spluwając opowiadali jeden po drugim łowy na Indian i zwie-rza Władka którą Swida wcześnie od-prowadził do wozu noc całą budziła się co pięć minut spłaszana rewolwerowymi wystrzałami Myślała że chodzi o pante-ry i niespokojna przez płótno wozu szu-kała swefo męża oczami tymczasem by-ły to tylko objawy dobrego humoru pa-nów Simsonów którym towarzyszyły wy-cia i piski cały chór naśladowniczy czer-wonoskóry- ch i drapieżców O świcie naj-starsi Bob i Will ruszyli na łowy stary wrócił do domu czterech ochoczo wzięło się ze świdą do budowli Więc rosła w oczach i Władka pogodziła się z ich po-zorna grubością Natury to były prawe i poczciwe do ęruntu a dla niej okazywali wielkie nrawie trwożne uszanowanie Bob i Will o południu przynieśli cale-n- n nrawie ielenia i sami własnoręcznie upiekli pieczeń sposobem indiańskim Tak dwa dni na polanie wrzało jak w parnku a gdy wreszcie ucichło n: chacie brakło tylko dachu i Swida oświad czył żonie że za dwa tygodnie sprowa-dzą się do mieszkania I tak dzień po dniu rosła robota cie szal-- ich niesłychanie Teraz gdy drze-wa z grubszego obrobiono za pomocą wołów Swida ściągnął na polanę byli cią-gle bli=ko siebie On rąbał i śpiewał ona łatając odzież lub warząc posiłek przy-glądała się robocie Jak przenowiadał Samuel z deska-mi na pułap i podłogę był najcięższy mozół każda sztukę trzeba było z pnia wyciosywać a ciężkie były i chropowa-te okropnie Już teraz i w nocy praco-wał Aleksander i ledwie nad ranem za-sypiał godzin parę na ziemi dopóki mu słońce nic zajrzało w oczy nie pędiło do roboty Nigdy się nie poskarżył i nie ustał Rękojeść topora zdarła mu skórę z rąk blizn miał pełno i szramów raz belka rozgniotła nogę czasem siekiera ośliz-giwał- a się kalecząc biedaka a co nocy myślał ze strachem że chyba już pomar-twiał- e ramiona i kark zbolały wypowie-dzą posłuszeństwo Pr7Pmńpł wszystko a tak bvł ta nra- - ca swa zajęty że i w ciężkim śnie wi-działa Władka że rękami ruszał bez-wiednie jakby wciąż rąbał NOWE WYDAWNICTWO INSTYTUTU POLSKIEGO Z początkiem lułego br wyatła x druku druga w serii "Prac" Insty-tutu Polskiego w Kanadiie p t Polonica Canadiana 1848—1957 Ksiqika liczy 138 stron i stanowi bibliografie zwartych druków pol-sko-kanadyjs- kch (839 pozycji) Pi-sana po angielsku książka została przygotowana przez dyrektora In-stytutu dr Wiktora Turka Biblio-grafie poprzedza przedmowa pre-zesa Kanadyjskego Stów Bibliote-karzy R H Blackburna i wstep pióra autora Ksigikę wydrukowała drukarnia "Związkowiec" Można ja nabywać w księgarni "Związkowca" w To-ronto w cenie $150 za egzemplarz ADWOKACI i NOTARIUSZE G HEIFETZ BA ADWOKAT S HEIFETZ NOTARIUSZ 55 Wellington St W Toronto Ont EM 4-64- 51 wlectorem WA 3-44- 95 1 S JAN L Z GÓRA ADWOKAT — OBROŃCA NOTARIUSZ 1437 Quen St W — Toronto Tel Piuia: LE 3-12- 11 Miesk: AT 9-84- 65 i s RUTH CANTON B A CPA ADWOKAT — OBROŃCA NOTARIUSZ 1337 Dundas St W Toronto LE 7-11- 33 UW E H ŁUCK BA LLB (ŁUKOWSKI) I R H SMELA BA LLB POLSCY ADWOKACI Wspólnicy firmy adwokackiej Blanty Pasternak Łuck & Smela 57 BLOOR ST W ró Bay WA 4-97- 55 przjjmują wieczorami zu telefonie- - 1 o GEORGE BEN BA ADWOKAT I NOTARIUSZ Mów' po polsku 1147 Dundas St W - Toronto Ttl LE 4-84- 31 I LE 4-84- 32 1 S CAl BIELSKI BABCL ADWOKAT I NOTARIUSZ Przyjęcie codziennie — Sulle 702 llcnnant Hlilrt 21 Dundas Squar (pry Yonpe St ) Toronto — EM 2-12- 51 Wieczorami za uprzednim telefonicznym porozumieniem spadkowych NAJBARDZIEJ DO TYCH KTÓRE TAK WAM SMA-KOWAŁY W KRAJU RODZINNYM BEZPŁATNA na bankiety i inne W TORONTO TELEFONUJCIE DENTYŚCI Dr E WACHNA DENTYSTA Godziny: 10—12 i 2—Q 386 Bithurst St — EM 4-65- 15 2 W Dr M LUCYK DENTYSTĄ 2092 Dundas St W - Toronto Tel RO 9-46- 82 2 W Dr S D BRIGEL LEKARZ DENTYSTA CHIRURG — STOMATOLOG IS'hpselccjlaalnissta &chSoruórbceonasm' yBuullsdtlnngt Kancelaria No 270 86 Bloor St W — Toront Telefon WA 2-00- 56 2 W Dr Tadeusz Więckowski LEKARZ Tel WA 2-08- 44 310 Bloor St W — Toronto przyjmuje po uprzednim porozumie-niu telefonicznym 2 W Dr H SCHWABE DENTYSTA 71 Howard Park Av (ró£ Honcesallcs) Godz przyjęć za zara telefon LE 1-2- 005 i s Dr Władysław SADAUSKAS LEKARZ 129 Grenadier Rd (drugi dom ud itoncesyullei) Przyjmuje za uprzednim telefo-- r 7nym porozumieniem Tlfon LE 1-4- 250 8 OKULIŚCI OKULISTKI Br Bukowska-Bena- r O D Wiktoria Bukowska O D prowadza nowoczesny gabinet ukti)ltt)czny przy 27 Avenu obok GLoffrey St Tel LE 2-54- 93 Godziny przyjęć5: codziennie od 10 rano do 8 wieczór W soboty od 10 rano do 4 po pol 1 8 DLA ZABEZPIECZENIA OCZU ZEISS Punkłal szkła do okularów już ("i nabycia w o nic u Waszego specjalisty od otzj Jan Alexandrowicz — Nolary Public POLSKIE BIURO INFORMACYJNE Pomoc w sprawach i majątkowych w Polsce — Kontrakty i inne dokumenty Imigracja Income Tax Tłumaczenia Toronło Onł 799-- A Queen' S Weił Tel EM 8-54- 41 ' 12-- W NAPOJU ZBLIŻONE DENTYSTA DENTYSTA Kanadzie Pytajcie Cola - Ginger Ale - Orange - Cream Soda DOSTAWA okazje Roncesvalltt WASZYCH rodzinnych WAInut 5 1-2- 151 w dnie powszednie do godz 7 wiecz Nie dostarczamy towaru do prywatnych domów 20--W Paczki PEKAO do Polski DO WYBORU ŻYWNOŚĆ MATERIAŁY PREZENTY LUB WYMIENIALNE NA PIENIĄDZE (prawie 100 złotych za dolara) Janiąue Trading - J Kamieński TORONTO Oni: 835 Queen Sł W — Tel EM 4-40- 25 EDMONTON Alta: 10649 - 97lh Street — Tel 2-38- 39 RÓWNIEŻ WSZELKIE LEKARSTWA ITP Najszybciej i najtaniej! Wolne od cła! ŚWIEŻE POMARAŃCZE I CYTRYNY SihmmhmbhdS n i uim 1 fl- - c u" h - IV l H 1 i 'M i U' J [i f ] V ! i -- tó'i TM ' m frSft ii- - md ąt |
Tags
Comments
Post a Comment for 000075b
