000282b |
Previous | 6 of 7 | Next |
|
small (250x250 max)
medium (500x500 max)
Large
Extra Large
large ( > 500x500)
Full Resolution
|
This page
All
|
acałi LAL aw— - - intiio tułarf7v w swvch re- - 10 0 llirv "" "— — -- „ — -- T WUrh chciał się zemscii iw jciumiaiu-r-h Podobnie jak w Montrealu kiedy si Hu„rnl motłoch przeciwKo gUDernaio-- i pnnał mu spalenie budynku J£limpntu tak "w Toronto chciał wyko- - td a naH nrzvwódca ruchu re- - ftnac samumu -- - r- - rliiorm„atoirhsKieguwzmocniony szumowinami $ Vv-tki- ch tawern i hoteli Toronto zalał - i - — n nrmtrnłnrAur -- - re prowadzony pi lunuwn 3nhił dwie KUKiy rji "j jW Prokuratora generalnego kolonu druga Łenziego Krzycząc klnąc wyjąc &a j„„ nPŚni udał sie z pochodniami Kżed budnek przy ulicy Front gdzie miewał proKuraiui a u „a v faD"alł beczkę smoły Rozpoczął demon-stracje Prowokatorzy z miejsca zabrali Se do pracy __ Domagamy się puoncznego powie fzenia zdrajcy' - krzyczeli — śmierć jMuiftciiwcmu "j- - "ui __ Nie ma amnestii dla zdrajcy! Na 'szubienice z nim: _-- smierc lacKeiiiieiiiu - żądamy aby prokurator z miejsc __ n irlpoo i nnwipsił on hp7 H— Powiesić go bez sądu! — powtórzy' motłoch — Domagamy się! Domagamy' ifomagamj' Podjudzany tium ze wszysiKicn siron ńanrozno WOiai ouuyiicn jjiuruidiuia h%) 7amknietv Nikt nie wyszedł Nikt 'iłip reaeował na demonstrację lljf— Spalić kukły! — padło żądanie OJJdil- - junuiauia u {#"" Uv~ ego' ATotloch ustąpił miejsca Tuż przed ¥f)lnami postawiono kukłę prokuratora Przyłożono do niej pochodnię jSfoma za- - Bęia ic ')""" P""1" 'Ąń— Tak zginiesz prokuratorze jak ta Mtókia o ile natychmiast niej powiesisz %jfackenziego' — zawołał prowokator 3$T„łum zawył z radoł~śclil 1- -1 fn„V„rI„ J„ 3rarT0VVOKaiUI ynyujLyi ui-iiuu-- iuc iru rądrugiej kukły W moment później wy- - frzeliły z niej płomiepie §%j"_ Tak 7Pinip Markeiiiie! — krzyknął Alotłoch szalał Wł pienił się ko-'ftibw- al Grozę zdziczałej masy ludzkiej zwiększały płomiene palących się po-ćfod- ni i beczki z smołą Budynek prokuratora w aaiszym ciągu AWe dawał znaku --"życia Drzwi były zam-tknięt- e Nikt ni wychodził t$Ęr- - Skoro prokurator nie chce wyko- - nać swego obowiązku to spełnimy go Bs&ii' — zawołali prowokatorzy Za zaf16101160 pułkownika Mo-¥oi- e na dom Mackenziego — padła ko- - Menda —Powiesić zdrajcę! Spalić dom! tl— Poesić Mackenziego Ippitłoi począł odpływać z ulicy Front FólirzucWc wyzwiskami prokuratora OSpokojrii mieszkańcy panicznie uciekali tcSvitsA j ta(" — Giżycki ni Opowieść piekła Sahary - tm OD AUTORA $83 Powyższy tytuł przetaie brzmieć JIdziwacznie gdy się wie że jest to po prostu określenie geograficzne kraju w którym rozgrywa się akcja powieści — Zachodnie! Afryki Frań- - Scuskiej na południe od pustyni Sa- - fafHhary nazywanej nieraz "piekłem na feaiiemi" Utwór ten nie iest arcydziełem '#erackim Jest bezpretensjonalna ?XMppwieśt pisana prostym dla każde- - WfU I f ?su iatuisioiyi a rlaiara ewne o życiu "białych" w f"CWkrniarK a(rubAelriU i o stosunkach kolonialnych '?fk[ °re doprowadziły do owego i Swrzenia panującego obecnie w $LCŚciach "Czarnego Lądu" stanu wieiu Wd} Na Afryce i na Bliskim Wschodzie Sł"aife'S_diie również panuia poniekąd sto-- i li- - No M6fe?unKI Kolonialne" — skupia sie sanio uwaga świata Bo tam — od XfAlgeru walczaceao uporczywie o iiMw4 niePodległość poprzez Egipt oqarniety manią wielkości "irjf mwv IIIIOiaaT lfV9)JWUn Vtm 5we9° "cofanego kraju dla Mjrabskiego Kenię z jej niedawna feliFwawą rewolta Konoo belaiiskie #fomagające się niepodległości itp — wM° Afrvke Południowa w kajdanach iparrheidu" — widzimy budzenie ls#iT ""USI naaziei i ampici naroao-§!ye- h tamtejszych ludów Niech moja powieść będzie małym te§kenkiem pozwalającym spoj- - 'J5&Teme na warunki i stosunki którr gMfloprowadziły Afrvkanów róinvth nrł NP'6"' skórv obecnego pragnienia SHrprawV "h losu do na świst całv że nimi przez tf-sKK?- u'ycn afefwi krzyknięcia fliJri" pomiatania Rozdział I lOC nan nrloin cSn J~ A ftl BłST0 sie tam osiedlić TOadzić pańska plantację któ-- sjiran nip wiHTiołi vn i imS™ z tubylcamirHahaha!" IstóŁi ' Vdgor tłuszczu — brzuch nana mH7n i~4 r - 'JIŁCa dyk- - lecz tam ISi Franciszek Kmietowicz tasiły im wen do domów Ryglowali drzwi Gasili świa-tła Drżąc od strachu w ciemności obser-wowali zdziczałą hordę przepaloną nie-nawiścią Mackenzie był w domu gdy dano mu znać ze motłoch wyruszył by dokonać nad nim samosądu Postanowił więc opuścić miasto Wybiegł z domu Skradając się pod ścianami zdążył za-ledwie przebiec dwie ulice gdy u wylotu zauważył rozszalały tłum Odwrócił się lecz z drugiej strony również nadpływała masa ludzka Co gorzej ktoś z daleka rozpoznał go — Mackenzie tu! — posypały się wrzaski — Mackenzie Mackenzie! Uciekający zastukał do najbliższych drzwi — Otwierajcie miłość Boską! — za-wołał rozpaczliwie 'Drzwi otwarły się Stanęła w nich Sara z świecą — Zamykać drzwi! — krzyknął Mac kenzie — Motłoch chce mnie zamordo-wać! Jeżeli znajdzie mnie tu to zlinczuje! — Tu pan jest bezpieczny panie Mac-kenzie! — odparła stanowczym głosem Sara — Czyj to dom? — Mój! Jestem Sara Stone! — O Boże! — jęknął Mackenzie — Kupiec Stone był zagorzałym lojalistą Nienawidził reformatorów i mnie! — się pan nie obawia! — rzekła spokojnie Sara — Ojciec umarł Jeżeli idzie o mnie to jestem całą du-szą po stronie zmian politycznych ko-lonii Niech się pan uda na i położy spać — Dziękuje za schronienie! Mackenzie wyszedł na piętro Tymcza-sem motłoch z-try-mał się przed domem Sary — Tu się skrył zdrajca! — krzyknął ktoś — Widziałem dokładnie! — Otwierać drzwi! — Nikomu nie stanie się krzywda je-żeli Mackenzie zostanie wyrzucony na ulicę! Napróżno tłum wołał prosił groził Nikt nie otwierał — Liczymy do trzech! — padł głos — drzwi nie otworzą się zdemoluje-my JomL „- - -- „ 4p~ ~~ Cisza — Raz dwa rl 1 MImmJerzy—dahimiu: 1 Jf ki i tk nimf W{ z kraju na południe od tego na ziemi w to zrozumiawm poiecie "tie na do ""ją urvsta- - niEdv Wo na Niech górę drzwi Jeżeli trzy! od wielkiej uciechy starego francuskiego handlarza kolonialnego "Co w tym tak śmiesznego?" zapytał Ken bez wielkiego zainteresowania śle-dząc leniwie oczami za płynnymi ewolu-cjami mewy unoszącej się nad okrętem Był on zbvt rad z opuszczenia wreszcie Paryża gdzie tak wiele rzeczy przypomi-nało mu Stellę i jego zawiedzione nadzie-je by się przejmować nietaktami jego-mościa w sąsiednim leżaku "Co w tym śmiesznego?" huczał ba-sem monsieur Simard "Fakt ze tyle jest naiwniaków na tym świecie Ludzi w umysłach których słowo AFRYKA wy-wołuje obrazy tajemniczego "Czarnego Lądu" — kraju romantycznego z bębna mi sygnałowymi polowaniami na lwy lampartami przemykającymi się poprzez gęste podszycie dżungli wysoko-piersia-sty- mi brązowymi dziewczynami skrada jącymi się dyskretnie ku domom bia-łych mężczyzn Ha ha ha!" "Afryka jest c?ym według pana?" zagadnął Ken podnosząc się na leżaku by móc' spojrzeć poza burtę i sprawdzić czy biały ptak który przed chwilą "pi-kował" prawie pionowo ku morzu złanł upatrzoną rybę Nie nie udało mu się tym razem Ken opadł znów na leżak "Afryka mój drogi młody i naiwny amerykański przyjacielu to upał dezyn teria choroby wątroby komary malu-tkie ale tnące jak diabli muszki piasko-we muchy tsetse zarażające śpiączką anemia degeneracja fizyczna dDresia psychiczna białe dranie syfilityczne czarne prostytutki złodziejska służba i pot Wiele bardzo wiele potu" "Afryka to oba te obrazy ty stary humbugu jak wiesz o tym doskonale" rozległ się z pobliskiego leżaka niski ba-ryton Fernanda Masson starego przyja-ciela Kena z czasów wojennych a obe--ni- e francuskiego urzędnika kolonialne-go "Co zaś do tej plantacji Kena która ii się wvdaie tak absurdalna to wpraw-dzie Ken jei istotnie nie widział i kunił ją "telegraficznie" ale ja ją znam do-skonale "Poprzedni właściciel musiał się ipi na pwałt Dozbvć zewzgłedów zdro- - mtónyŻbŹttfceigić pldziry-doEuron- y: Copjrlght reseired by Pollsb Alllance Press Ltd 62 vS-:-SEs'-S-:-SS?:iS5'SS'-SS- SS — Kamieniami na dom' Posypał się grad kamieni Zadźwięczało szkło w oknach Sara zbiegła w dół i stanęa w sieni Dzieci wyskoczyły z łóżek i w koszulach nocnych podbiegły do niej — Mamo! — krzyczały przerażone — Co się tu dzieje? Dlaczego ludzie biją szyby? — Idźcie do swego pokoju! — rzekła Sara siląc się na spokój — Tu nie jest dla was miejsce! — A ty pójdziesz z nami? — Nie! Muszę tu pozostać! — Zostaniemy z tobą mamo! — Rozwalić drzwi! — dobiegły wrza ski z ulicy Odezwał się stuk Motłoch zaczął kło dą rozbijać ciężkie dębowe drzwi Za każdym stuknięciem rozluźniał się zamek i zawiasy Dzieci widząc to przysunęh się do Sary Objęły ją Przyciskając się z trwogą patrzyły na drzwi Jedno mocniejsze uderzenie Drzwi ru- nęły na podłogę Ktoś przysunął po- chodnię Motłoch na moment zastygł Naprzeciwko nich stała młoda kobieta w szlafroku nocnym z świecą w rękach Z obydwóch jej stron tuliły się strwożone dzieci — Od kiedy to w Toronto są takie zwy-czaje że w nocy rozbija się drzwi domów spokojnych mieszkańców! — krzyknęła groźnie Sara Motłoch milczał Nie spodziewał się takiego przyjęcia Odważna postawa ko-biety i doniosły głos zatrzymał śmiał-ków — Panno Stone! — zawołał ktoś — Nie chcieliśmy i nie chceipy pani robić krzywdy! Chcemy tylko Mackenziego! — Precz od moich drzwi! — wykrzy-knęła rozkazująco Sara — Do tego domr wiedzie droga tylko po moim trupie! — Gdzie jest Mackenzie? — zaczęto krzyczeć z dalszych szeregów — Gdzie się ukrywa? Tłum odzyskał swój tupet — Albo dowiemy się gdzie jest Mac-kenzie albo rozprawimy się z panną Stone! — wrzeszczeli prowokatorzy — Precz z panną Stone! — Zabić ją jeżeli nie powie gdzie się ukrywa zdrajca! — Zabić!-Zabi- ć! — wyłmotłoch -- & Sara która początkowo czuła lęk iŁ raz odzyskała zupełną równowagę ducha ł nowi kupić Już przed tym był on zresztą zdecydowany na wyjazd do Afryki" Mewa zniknęła Pewnie odleciała na drugą stronę okrętu Ken zwrócił się ku swemu nowemu znajomemu "Pan zna dobrze Afrykę panie Si-mard?" "Byłoby dziwne gdybym nie znał Spę'-dziłe- m w tym przeklętym kraju dwadzie-ścia trzy lata Z przerwami na urlopy we Francji" "A jednak pan powraca do Afryki Dlaczego?" "Wcale logiczne pytanie" zaśmiał się Fernand "Bo tam zarabiam na życie Bo raz zajęliśmy te zapomniane przez Boga ko-lonie — ktoś musi tam jechać" "Bo kochasz Afrykę stary łgarzu" rzucił Fernand z dobrodusznym uśmie chem" — "Może ci się udać nabrać Ke na ale my starzy koloniale wiemy do-brze że nie mógłbvś żyć gdzieindziej Jak długo byłeś we Francji tym razem?" — "Pięć tygodni" — "Pięć tygodni! Odbyłeś długą i ko sztowną podróż do Francji poto tylko by pozostać tam pięć tygodni Minimum od poczynku europejskiego przepisywanego przez lekarzy białym w Afryce jest sześć juz dni Niogustownie ją nazywasz "Nieprawda'" "Niecee? No to na który dzień?" "Na drui Obleciałem całą szukając próżno restauracji by dawano kus-kus1"- )" Wszyscy trzej wybuchnęli "No nie mówmy o mnie" sapał Si' mard próbując się z głębo-kiego "Ale zobaczysz Masson ze 'en twój amerykański przyjaciel pożału-J- e ze słyszał kiedykolwiek o Afryce To :est szkóŁ Tam pakują dr łbów młodzieży różnego rodzaju głupia -- omysły Ale ale — jak się pan właści-wie'nazywa- ? Nie dobrze pań ?kicgo nazwiska" "Williams Kenneth Z Mon tany" Montany? Gdzie u jest to? Myślałem że pan jest Amerykaninem" "Montana jest jednym z czterdziestr stanów tworzących Stany Zjedno-czone Ameryki Północnej ignorancie" tłumaczył Masson typowo francu-ska nieznajomość geografii jest zdumie wająca nieprawdaż Ken?" Wysoki Amerykanin uśmiechnął się "Oh well! Ilu Amerykanów" wie jest Auvergne czy Provence) więc to równa w ignorancji" _) Arabska az mięsa kfiy_„psienn?}A lańijwSMtjtjfóM'sil5 jjSw ~it Zdawała sobie sprawę co ją czeka Z zimnym spokojem patrzyła na motłoch Czuła tylko ze dzieci coraz silniej do niej przyciskają się — Bijcie! — wykrzyknęła spokojnym zdeterminowanym głosem — Mordujcie! Znęcajcie się skoro tak chciwi jesteście krwi! Droga do tego domu wiedzie tylko po moim trupie! Tłum cofnął się Sara znana była w Toronto z stanowczości Większość wie-działa ze energiczna właścicielka sklepu nie straszyła Droga do jej domu rzeczy-wiście wiodła po jej trupie Nagle z wynurzyła się bro-data twarz o dzikim wyrazie — Co nam z tego ze zabijemy pannę Stone? — zawołała — Musimy Mackenziego by zrobić z nim porządek' Panna Stone nic puści pary z ust! Wiemy to wszyscy! Ale jej dzieci wyśpiewają' Dlaczego nie mamy z nimi pogadać? Brodacz zawył a za nim motłoch czu-jąc ze będzie świadkiem podniecającej sceny torturowania dzieci Brodacz zrobił krok w kierunku Sary — Nie waz się tknąć ich! — krzyknęła rozpaczliwie Sara Brodrcz znów zawył śmiechem Chwy-cił Nancy za rękę i szarpnął do siebie Sara przyskoczyła do niego Otrzymała mocne uderzenie w ramię Potoczyła się do kąta Tłum w ulicy zakotłował Ktoś szhko w nim Wpadł do sieni Po-chwycił rękę brodacza wyciągniętą do uderzenia Nancy Silne przekręcenie rzu-ciło degenerata na podłogę Zerwał się jednak Z furią rzucił na śmiałka Sara przyjrzała się obrońcy — O Janku! — zawołała z — Nie bój się Sara! — zawołał Saycr — Uciekaj z dziećmi na górę! — Nie Janku! — z siłą — Zostaję z tobą Jeżeli mamy zginąć giń-my razem! Między brodaczem a Saycrem wywią-zała się krótka walka Szkot górował nad przeciwnikiem zręcznością Szybkimi cio-sami zmusił go do wycofania się z sieni Następnie chwycił krzesło stojące w kącie i stanął z nim w wejściu — Nie wstyd wam bić dzieci? — groźnie w stronę motłochu Tłum w milczeniu cofnął się Prowo-katorzy jednak nie — Jeden przeciwko nam? — wykrzy-knęli — Czy mamy się z nim liczyć? Hurrra na niego! Sayer nie uląkł się krzyków Czuł że Sara razem z dziećmi stoi obok niego Podniósł w górę krzesło — Droga do tego domu wiedzie po czterech trupach! — krzyknął — Zanim one położą się na podłodze kilku z was straci życie! Nie myślcie ze sam pójdę na drugi świat! Nie jeden z was pójdzie Simard który odpoczywał przed na-stępną próbą wydostania się z leżaka o rozciągniętym zwisającym płótnie wy-sapa- ł: "Powiedź pan coś o tej pańskiej Montanie panie Wilkins" "Williams" poprawił Ken "Weil — to jest stan jak inne ale oczywiście lep-szy Wysokie góry chłodno To mniej więcej określa Montanę" "Bardzo wyczerpujący opis zaaprobo-wał poważnie Simard trzęsąc się z we wnętrznego śmiechu który go upoda-bniał próbującej tańczyć rumbę "Bardzo tam zimno?" "Dosyć Powiadają ze czasem tak zimno ze słowa zamarzają w powietrzu i spadają na ziemię A gdy przyjdzie wio-senna odwilż — co za gwałt w całej Mon-tanie!" Simard który prawie że już się wydo-był z leżaka opadł nań bezsilny parska-jąc śmiechem Gdy Simard odszedł by się napić cze-goś w barze okrętowym dwaj przyjaciele leżeli w błogim lenistwie bez słowa cie-sząc się słońcem po długim okresie desz-czowym pod koniec ich pobytu w Paryżu i oddychając głęboko słonym powietrzem wolnym od i innych smrodów wici miesięcy Zatozę się ze w dziesięć kiego miasta no wylądowaniu we Francji tęskniłeś i ubrana kobieta około do Afryki Do tego przeklętego kraju jak trzydziestki kołysząc zapraszająco ładny- - Marsylie na gdzie śmiechem wygramolić leżaka wielki minus dosłyszałem Williams "Z diabła ośmiu "Ta gdzie nas potraw motłochu dostać nurkowdł radością odparła krzy-knął spali ze-mna- ! do galarety bywa dymu mi biodrami przeszła przed nimi dro-bnymi kroczkami które uważała zapewne za pociągające Jei dość "nijaka" twarz nr7ci°ta była wielkimi zmysłowymi ustami Na pozdrowienie Fernanda Massona opowiedziała z przymilnym uśmiechem oatrzac na nich obu szeroko otwartymi oczami o dziwnie intensywnym wyrazie Potem onarła się o burtę o jakieś dzie-sięć kroków od nich i udawała że jest zafascynowana gładką powierzchnią mo-z- a połyskującą w słońcu Ale od czasu 1o czasu jei wzrok biegł ukradkiem ku lwom przyjaciołom wyciągniętym nic-1ba- le na leżakach "Widzę że znasz ją Fernandzie" po-wiedział Ken zniżonym 'głosem "Kto ona? Przyglądam sie jej od paru dni" "Mademoiselie Dplorme Ma pnrnwać w jednym z urzędów państwowych v naszej kolonii Interesuje ciebie?" "Tak Nie jej nieistniejąca uroda ani 'ej istotnie ładna figura lecz jej d-ci-w-ne zachowanie się Ten jakiś nerwowy niepokój wieczne krążenie po pokła-dach I jej oczy! Zauważyłeś jak ona dziwnie patrzy?" "Tak Sdzę że może to wynikać z dwóch nowodów: jakaś głupia koleżanka mogła jej poradzić by szeroko rozwie-rała oczy — szczególnie gdv ratrzv n? mężczyzno-- nonieważia Ktosunkowona- - 2-- gi i 3-- ci "Mgage" P@ż¥ei $1500 do $30000 Niskie spłaty — Bez bonusu Pow szych po7czek udzielam) osobom któic potrzebują pie-niędzy na spłacenie 2-g- o lub 3 go "moitgage'u" TAKŻE KUPUJEMY 1 POZY-CZAM- Y NA MORTGAGE Pizyjdź i porozmiwiaj z nami bez 7ii(incli zobowiązań albo zadzwoń po lnfonnar-i- e JAK KUPIĆ DOM Jeśli posiadacie $1 000 możemy po"C7}c rio $1 500 Jeśli posiadane $1 500 możemj pozc7ć do $3 000 Cosmopolitan Financo 641 YONGE ST — WA 3-09- 39 Ofwartc codziennie od 9 do 530 w soboty do 1-s-tcj Wtorek i czwartek do godi 9 wlecz 47 P POZBĄDŹ SIE wlosu a będziesz młodsiy o latał RET0NE bardzo znany środek medyczny nada Two jemu włosowi kolor pierwotny i piękny Bez użycia farb I utleniania Dzisiaj przyślij zamówienie wraz z $250 na adres: ANCHOR DISTRIBUTORS PO Box 1083 Station "C" Toronto Ont Obcrnle no nibjcln w "MIDTOWN DRUGS" (52 Queen St W (rog Pnlmcrston Avol Toronto Ont oraz we usz!tklch aptekach Tysiące podziękowań — Gwar3riiowany zwrot pieniędzy w razlo nleziidowoliulii Proszę pisać o bezpłatne Informacjo u I spraw lo "Betono na btwo włosy" ' 1-- H4 INŻYNIEROWIE mansKM Dr Inż Z Przygoda Plany i obliczenia konstrukcji 7 SbuułtdaonwlRandyc'h PTaorcroenlatcoje Ont WA 1-6- 212 E-- 4 OKULIŚCI OKULISTA S BR0G0WSKL 0 D„ Badanie oczu dorosłych I dzieci Sporządza nic recept Dopasowywanie okularów 420 Roncesvalles Avo (blisko Howard Park) Tel gabinet LE 1-4- 251 Mieszk CL 9-80- 29 P OKULISTKI Br Bukowska-Bcjna- r R O Wiktoria Bukowska O D prowadą nowoczchny gabinet okulistyczny przy 274 Roncc5vallcs Avenue obok Gcoffrcy SI Tol LE 2-54- 93 Oodzlny przyjęć codziennie od 10 rano do U wieczór W noboly od 10 rino do 6 wieczór 37S WA l-3- 924 CHURCH Ipfeka p p Modwiclsklch "Sanilas Pharmacy" Wysyłka lekarstw do Polski 204 Dathurst St (kolo Qucen) Tol ST ST Toronto EM 3-37- 46 E-- 4 DR T L GRADOWSKI DENTYSTA CHIRURG Mówi po polsku 514 Dundas St W — Toronto Tol EM 8-90- 38 87 p wwiuin imuj DR W 17 SYD0RUK DENTYSTA Inymu po upriednlm toltfonlci- - nym porozumieniu 80 Ronccsvalloi Avo Toronto Tel LE 5-36- 88 41-- P Dr H SCHWADE DENTYSTA 71 Howard Ave (iog Horn eswillci) Godz przyjęć za zam telefon LE 1-20- 05 49-- S r Dr H tlOUOSICKIS LEKARZ DENTYSTA Djplom w Niemczech l Kanadzie PrzjJnHiJe w dzień 1 wieczorami tyl- ko zn telefonicznym poi ozumlcnlćtn 45? Bloor St W Slnrkinnn Chcmlsts & Mcdlcal UulIdlnR Tol WA 3-50- 03 - Mówi po polsku (S) Dr Władysława SADAUSOS LEKARZ DENTYSTA 129 Grenadior Rd (drugi dom od Ilonccsvnllos) Przyjmuje za upr7cdnim telefo-nicznym Telefon LE M250 LEKARZE DR L SIMON Zawiadamia ło powrócił z urlopu Choroby wcncryLzne i skórne 288 St Clair Ave West Tol WA 1-6- 611 0'G365B7 Dr M M Kauysiewicz zawiadamia o przeniesieniu swego gablntcu lekarskiego z 1GB Oakwood na 401 Vaughan Rd — RU 3-67- 62 401 Vaughnn Rd Tol RU 3-67- 62 89 P-H- 6 Dr Stefan KUCZMENDA CHOROBY OGÓLNE DZIECIĘCE I SKÓRNE 312 Bathurst St — Toronto Tel EM 8-32- 04 POWRÓCIŁ DR M KOSOWSKI Choroby kobloca i połotnlctwft (Loczenlo nleplodnotcl) Przyjmuje za uprzednim telef porozumieniem LE 5-74- 34 lub LE 6-14- 70 611 Bloor Strott W (róg Palmcrston) BS VC7' 470 College St Oczy badamy okulary dostosowujemy do wszystkich defc-k-tó- w wzroku na nerwowość na ból głowy Mówimy po polsku p Win - okulista Badania oczu — okularów wypolnionio recept ' "'Ji god7Jny przyjęć 930—8 '1ii ~ 599 Bloor Sf W Toronto ' Teł LE 5-15- 21 (Blisko Palmcrston obtfk Bloor Mcdical Center) ' Wiociorami przyjmuje po uprzednim umówioniu ti 'l ST 8-624- 85 DR TEODOR TKACZ Oficjalny Lekarz Związku Polaków w Kanadzie Grupa 1 11 Gorovale Avo Tel EM 8-37- 54 P Lock @Eiiropraotio ©linie BRACIA ŁUKOWSCY DOKTORZY CHIROPRAKTYKI Specjaliści w leczeniu artretyzmu reumatyzmu wmm v ui£v CjUinł UVJVkinU2U JIU3nUrVrT Yf 1 1 IMllMY' I1!— orgrńizmu-Ra- y {prześwietlenia $ " ? %t 1848 BL'0(łR ŚT ONT J-jTE-ŁrO1 9-22- 59 fe:PalejVtójeTłiffrrtwilq1W(fr'r MO CATHARINES Sfarokrajowa DENTYSGI porozumieniem ©kulista Dopasowywania (Tickett) WTORÓNTO TEL MU 4-31- 61 r' W& 71P Wm aKom Pokładowym — trząsł się CCna ima niSKU wiyc yujaimncju iw J Tronlncje rraneusMe mężczyzn B mmi tMi '"'rt'3 I MrS :'! (Al ' m Tl :"imMi K' tlpi V a i ♦ I i rlPip ] łJiftBl mm HL? łsŁ mm a:muSwi-:ł--i?mMt ll c a 8jk A -"- f-! mm 4i nm i? t 141 W KTfty o-ir+t-ymt-in' ItItiMIM B mm m łi MU£tt Vii mwn fim-m- r mmtr& m
Object Description
Rating | |
Title | Zwilazkowiec Alliancer, August 09, 1958 |
Language | pl |
Subject | Poland -- Newspapers; Newspapers -- Poland; Polish Canadians Newspapers |
Date | 1958-08-09 |
Type | application/pdf |
Format | text |
Identifier | ZwilaD2000229 |
Description
Title | 000282b |
OCR text | acałi LAL aw— - - intiio tułarf7v w swvch re- - 10 0 llirv "" "— — -- „ — -- T WUrh chciał się zemscii iw jciumiaiu-r-h Podobnie jak w Montrealu kiedy si Hu„rnl motłoch przeciwKo gUDernaio-- i pnnał mu spalenie budynku J£limpntu tak "w Toronto chciał wyko- - td a naH nrzvwódca ruchu re- - ftnac samumu -- - r- - rliiorm„atoirhsKieguwzmocniony szumowinami $ Vv-tki- ch tawern i hoteli Toronto zalał - i - — n nrmtrnłnrAur -- - re prowadzony pi lunuwn 3nhił dwie KUKiy rji "j jW Prokuratora generalnego kolonu druga Łenziego Krzycząc klnąc wyjąc &a j„„ nPŚni udał sie z pochodniami Kżed budnek przy ulicy Front gdzie miewał proKuraiui a u „a v faD"alł beczkę smoły Rozpoczął demon-stracje Prowokatorzy z miejsca zabrali Se do pracy __ Domagamy się puoncznego powie fzenia zdrajcy' - krzyczeli — śmierć jMuiftciiwcmu "j- - "ui __ Nie ma amnestii dla zdrajcy! Na 'szubienice z nim: _-- smierc lacKeiiiieiiiu - żądamy aby prokurator z miejsc __ n irlpoo i nnwipsił on hp7 H— Powiesić go bez sądu! — powtórzy' motłoch — Domagamy się! Domagamy' ifomagamj' Podjudzany tium ze wszysiKicn siron ńanrozno WOiai ouuyiicn jjiuruidiuia h%) 7amknietv Nikt nie wyszedł Nikt 'iłip reaeował na demonstrację lljf— Spalić kukły! — padło żądanie OJJdil- - junuiauia u {#"" Uv~ ego' ATotloch ustąpił miejsca Tuż przed ¥f)lnami postawiono kukłę prokuratora Przyłożono do niej pochodnię jSfoma za- - Bęia ic ')""" P""1" 'Ąń— Tak zginiesz prokuratorze jak ta Mtókia o ile natychmiast niej powiesisz %jfackenziego' — zawołał prowokator 3$T„łum zawył z radoł~śclil 1- -1 fn„V„rI„ J„ 3rarT0VVOKaiUI ynyujLyi ui-iiuu-- iuc iru rądrugiej kukły W moment później wy- - frzeliły z niej płomiepie §%j"_ Tak 7Pinip Markeiiiie! — krzyknął Alotłoch szalał Wł pienił się ko-'ftibw- al Grozę zdziczałej masy ludzkiej zwiększały płomiene palących się po-ćfod- ni i beczki z smołą Budynek prokuratora w aaiszym ciągu AWe dawał znaku --"życia Drzwi były zam-tknięt- e Nikt ni wychodził t$Ęr- - Skoro prokurator nie chce wyko- - nać swego obowiązku to spełnimy go Bs&ii' — zawołali prowokatorzy Za zaf16101160 pułkownika Mo-¥oi- e na dom Mackenziego — padła ko- - Menda —Powiesić zdrajcę! Spalić dom! tl— Poesić Mackenziego Ippitłoi począł odpływać z ulicy Front FólirzucWc wyzwiskami prokuratora OSpokojrii mieszkańcy panicznie uciekali tcSvitsA j ta(" — Giżycki ni Opowieść piekła Sahary - tm OD AUTORA $83 Powyższy tytuł przetaie brzmieć JIdziwacznie gdy się wie że jest to po prostu określenie geograficzne kraju w którym rozgrywa się akcja powieści — Zachodnie! Afryki Frań- - Scuskiej na południe od pustyni Sa- - fafHhary nazywanej nieraz "piekłem na feaiiemi" Utwór ten nie iest arcydziełem '#erackim Jest bezpretensjonalna ?XMppwieśt pisana prostym dla każde- - WfU I f ?su iatuisioiyi a rlaiara ewne o życiu "białych" w f"CWkrniarK a(rubAelriU i o stosunkach kolonialnych '?fk[ °re doprowadziły do owego i Swrzenia panującego obecnie w $LCŚciach "Czarnego Lądu" stanu wieiu Wd} Na Afryce i na Bliskim Wschodzie Sł"aife'S_diie również panuia poniekąd sto-- i li- - No M6fe?unKI Kolonialne" — skupia sie sanio uwaga świata Bo tam — od XfAlgeru walczaceao uporczywie o iiMw4 niePodległość poprzez Egipt oqarniety manią wielkości "irjf mwv IIIIOiaaT lfV9)JWUn Vtm 5we9° "cofanego kraju dla Mjrabskiego Kenię z jej niedawna feliFwawą rewolta Konoo belaiiskie #fomagające się niepodległości itp — wM° Afrvke Południowa w kajdanach iparrheidu" — widzimy budzenie ls#iT ""USI naaziei i ampici naroao-§!ye- h tamtejszych ludów Niech moja powieść będzie małym te§kenkiem pozwalającym spoj- - 'J5&Teme na warunki i stosunki którr gMfloprowadziły Afrvkanów róinvth nrł NP'6"' skórv obecnego pragnienia SHrprawV "h losu do na świst całv że nimi przez tf-sKK?- u'ycn afefwi krzyknięcia fliJri" pomiatania Rozdział I lOC nan nrloin cSn J~ A ftl BłST0 sie tam osiedlić TOadzić pańska plantację któ-- sjiran nip wiHTiołi vn i imS™ z tubylcamirHahaha!" IstóŁi ' Vdgor tłuszczu — brzuch nana mH7n i~4 r - 'JIŁCa dyk- - lecz tam ISi Franciszek Kmietowicz tasiły im wen do domów Ryglowali drzwi Gasili świa-tła Drżąc od strachu w ciemności obser-wowali zdziczałą hordę przepaloną nie-nawiścią Mackenzie był w domu gdy dano mu znać ze motłoch wyruszył by dokonać nad nim samosądu Postanowił więc opuścić miasto Wybiegł z domu Skradając się pod ścianami zdążył za-ledwie przebiec dwie ulice gdy u wylotu zauważył rozszalały tłum Odwrócił się lecz z drugiej strony również nadpływała masa ludzka Co gorzej ktoś z daleka rozpoznał go — Mackenzie tu! — posypały się wrzaski — Mackenzie Mackenzie! Uciekający zastukał do najbliższych drzwi — Otwierajcie miłość Boską! — za-wołał rozpaczliwie 'Drzwi otwarły się Stanęła w nich Sara z świecą — Zamykać drzwi! — krzyknął Mac kenzie — Motłoch chce mnie zamordo-wać! Jeżeli znajdzie mnie tu to zlinczuje! — Tu pan jest bezpieczny panie Mac-kenzie! — odparła stanowczym głosem Sara — Czyj to dom? — Mój! Jestem Sara Stone! — O Boże! — jęknął Mackenzie — Kupiec Stone był zagorzałym lojalistą Nienawidził reformatorów i mnie! — się pan nie obawia! — rzekła spokojnie Sara — Ojciec umarł Jeżeli idzie o mnie to jestem całą du-szą po stronie zmian politycznych ko-lonii Niech się pan uda na i położy spać — Dziękuje za schronienie! Mackenzie wyszedł na piętro Tymcza-sem motłoch z-try-mał się przed domem Sary — Tu się skrył zdrajca! — krzyknął ktoś — Widziałem dokładnie! — Otwierać drzwi! — Nikomu nie stanie się krzywda je-żeli Mackenzie zostanie wyrzucony na ulicę! Napróżno tłum wołał prosił groził Nikt nie otwierał — Liczymy do trzech! — padł głos — drzwi nie otworzą się zdemoluje-my JomL „- - -- „ 4p~ ~~ Cisza — Raz dwa rl 1 MImmJerzy—dahimiu: 1 Jf ki i tk nimf W{ z kraju na południe od tego na ziemi w to zrozumiawm poiecie "tie na do ""ją urvsta- - niEdv Wo na Niech górę drzwi Jeżeli trzy! od wielkiej uciechy starego francuskiego handlarza kolonialnego "Co w tym tak śmiesznego?" zapytał Ken bez wielkiego zainteresowania śle-dząc leniwie oczami za płynnymi ewolu-cjami mewy unoszącej się nad okrętem Był on zbvt rad z opuszczenia wreszcie Paryża gdzie tak wiele rzeczy przypomi-nało mu Stellę i jego zawiedzione nadzie-je by się przejmować nietaktami jego-mościa w sąsiednim leżaku "Co w tym śmiesznego?" huczał ba-sem monsieur Simard "Fakt ze tyle jest naiwniaków na tym świecie Ludzi w umysłach których słowo AFRYKA wy-wołuje obrazy tajemniczego "Czarnego Lądu" — kraju romantycznego z bębna mi sygnałowymi polowaniami na lwy lampartami przemykającymi się poprzez gęste podszycie dżungli wysoko-piersia-sty- mi brązowymi dziewczynami skrada jącymi się dyskretnie ku domom bia-łych mężczyzn Ha ha ha!" "Afryka jest c?ym według pana?" zagadnął Ken podnosząc się na leżaku by móc' spojrzeć poza burtę i sprawdzić czy biały ptak który przed chwilą "pi-kował" prawie pionowo ku morzu złanł upatrzoną rybę Nie nie udało mu się tym razem Ken opadł znów na leżak "Afryka mój drogi młody i naiwny amerykański przyjacielu to upał dezyn teria choroby wątroby komary malu-tkie ale tnące jak diabli muszki piasko-we muchy tsetse zarażające śpiączką anemia degeneracja fizyczna dDresia psychiczna białe dranie syfilityczne czarne prostytutki złodziejska służba i pot Wiele bardzo wiele potu" "Afryka to oba te obrazy ty stary humbugu jak wiesz o tym doskonale" rozległ się z pobliskiego leżaka niski ba-ryton Fernanda Masson starego przyja-ciela Kena z czasów wojennych a obe--ni- e francuskiego urzędnika kolonialne-go "Co zaś do tej plantacji Kena która ii się wvdaie tak absurdalna to wpraw-dzie Ken jei istotnie nie widział i kunił ją "telegraficznie" ale ja ją znam do-skonale "Poprzedni właściciel musiał się ipi na pwałt Dozbvć zewzgłedów zdro- - mtónyŻbŹttfceigić pldziry-doEuron- y: Copjrlght reseired by Pollsb Alllance Press Ltd 62 vS-:-SEs'-S-:-SS?:iS5'SS'-SS- SS — Kamieniami na dom' Posypał się grad kamieni Zadźwięczało szkło w oknach Sara zbiegła w dół i stanęa w sieni Dzieci wyskoczyły z łóżek i w koszulach nocnych podbiegły do niej — Mamo! — krzyczały przerażone — Co się tu dzieje? Dlaczego ludzie biją szyby? — Idźcie do swego pokoju! — rzekła Sara siląc się na spokój — Tu nie jest dla was miejsce! — A ty pójdziesz z nami? — Nie! Muszę tu pozostać! — Zostaniemy z tobą mamo! — Rozwalić drzwi! — dobiegły wrza ski z ulicy Odezwał się stuk Motłoch zaczął kło dą rozbijać ciężkie dębowe drzwi Za każdym stuknięciem rozluźniał się zamek i zawiasy Dzieci widząc to przysunęh się do Sary Objęły ją Przyciskając się z trwogą patrzyły na drzwi Jedno mocniejsze uderzenie Drzwi ru- nęły na podłogę Ktoś przysunął po- chodnię Motłoch na moment zastygł Naprzeciwko nich stała młoda kobieta w szlafroku nocnym z świecą w rękach Z obydwóch jej stron tuliły się strwożone dzieci — Od kiedy to w Toronto są takie zwy-czaje że w nocy rozbija się drzwi domów spokojnych mieszkańców! — krzyknęła groźnie Sara Motłoch milczał Nie spodziewał się takiego przyjęcia Odważna postawa ko-biety i doniosły głos zatrzymał śmiał-ków — Panno Stone! — zawołał ktoś — Nie chcieliśmy i nie chceipy pani robić krzywdy! Chcemy tylko Mackenziego! — Precz od moich drzwi! — wykrzy-knęła rozkazująco Sara — Do tego domr wiedzie droga tylko po moim trupie! — Gdzie jest Mackenzie? — zaczęto krzyczeć z dalszych szeregów — Gdzie się ukrywa? Tłum odzyskał swój tupet — Albo dowiemy się gdzie jest Mac-kenzie albo rozprawimy się z panną Stone! — wrzeszczeli prowokatorzy — Precz z panną Stone! — Zabić ją jeżeli nie powie gdzie się ukrywa zdrajca! — Zabić!-Zabi- ć! — wyłmotłoch -- & Sara która początkowo czuła lęk iŁ raz odzyskała zupełną równowagę ducha ł nowi kupić Już przed tym był on zresztą zdecydowany na wyjazd do Afryki" Mewa zniknęła Pewnie odleciała na drugą stronę okrętu Ken zwrócił się ku swemu nowemu znajomemu "Pan zna dobrze Afrykę panie Si-mard?" "Byłoby dziwne gdybym nie znał Spę'-dziłe- m w tym przeklętym kraju dwadzie-ścia trzy lata Z przerwami na urlopy we Francji" "A jednak pan powraca do Afryki Dlaczego?" "Wcale logiczne pytanie" zaśmiał się Fernand "Bo tam zarabiam na życie Bo raz zajęliśmy te zapomniane przez Boga ko-lonie — ktoś musi tam jechać" "Bo kochasz Afrykę stary łgarzu" rzucił Fernand z dobrodusznym uśmie chem" — "Może ci się udać nabrać Ke na ale my starzy koloniale wiemy do-brze że nie mógłbvś żyć gdzieindziej Jak długo byłeś we Francji tym razem?" — "Pięć tygodni" — "Pięć tygodni! Odbyłeś długą i ko sztowną podróż do Francji poto tylko by pozostać tam pięć tygodni Minimum od poczynku europejskiego przepisywanego przez lekarzy białym w Afryce jest sześć juz dni Niogustownie ją nazywasz "Nieprawda'" "Niecee? No to na który dzień?" "Na drui Obleciałem całą szukając próżno restauracji by dawano kus-kus1"- )" Wszyscy trzej wybuchnęli "No nie mówmy o mnie" sapał Si' mard próbując się z głębo-kiego "Ale zobaczysz Masson ze 'en twój amerykański przyjaciel pożału-J- e ze słyszał kiedykolwiek o Afryce To :est szkóŁ Tam pakują dr łbów młodzieży różnego rodzaju głupia -- omysły Ale ale — jak się pan właści-wie'nazywa- ? Nie dobrze pań ?kicgo nazwiska" "Williams Kenneth Z Mon tany" Montany? Gdzie u jest to? Myślałem że pan jest Amerykaninem" "Montana jest jednym z czterdziestr stanów tworzących Stany Zjedno-czone Ameryki Północnej ignorancie" tłumaczył Masson typowo francu-ska nieznajomość geografii jest zdumie wająca nieprawdaż Ken?" Wysoki Amerykanin uśmiechnął się "Oh well! Ilu Amerykanów" wie jest Auvergne czy Provence) więc to równa w ignorancji" _) Arabska az mięsa kfiy_„psienn?}A lańijwSMtjtjfóM'sil5 jjSw ~it Zdawała sobie sprawę co ją czeka Z zimnym spokojem patrzyła na motłoch Czuła tylko ze dzieci coraz silniej do niej przyciskają się — Bijcie! — wykrzyknęła spokojnym zdeterminowanym głosem — Mordujcie! Znęcajcie się skoro tak chciwi jesteście krwi! Droga do tego domu wiedzie tylko po moim trupie! Tłum cofnął się Sara znana była w Toronto z stanowczości Większość wie-działa ze energiczna właścicielka sklepu nie straszyła Droga do jej domu rzeczy-wiście wiodła po jej trupie Nagle z wynurzyła się bro-data twarz o dzikim wyrazie — Co nam z tego ze zabijemy pannę Stone? — zawołała — Musimy Mackenziego by zrobić z nim porządek' Panna Stone nic puści pary z ust! Wiemy to wszyscy! Ale jej dzieci wyśpiewają' Dlaczego nie mamy z nimi pogadać? Brodacz zawył a za nim motłoch czu-jąc ze będzie świadkiem podniecającej sceny torturowania dzieci Brodacz zrobił krok w kierunku Sary — Nie waz się tknąć ich! — krzyknęła rozpaczliwie Sara Brodrcz znów zawył śmiechem Chwy-cił Nancy za rękę i szarpnął do siebie Sara przyskoczyła do niego Otrzymała mocne uderzenie w ramię Potoczyła się do kąta Tłum w ulicy zakotłował Ktoś szhko w nim Wpadł do sieni Po-chwycił rękę brodacza wyciągniętą do uderzenia Nancy Silne przekręcenie rzu-ciło degenerata na podłogę Zerwał się jednak Z furią rzucił na śmiałka Sara przyjrzała się obrońcy — O Janku! — zawołała z — Nie bój się Sara! — zawołał Saycr — Uciekaj z dziećmi na górę! — Nie Janku! — z siłą — Zostaję z tobą Jeżeli mamy zginąć giń-my razem! Między brodaczem a Saycrem wywią-zała się krótka walka Szkot górował nad przeciwnikiem zręcznością Szybkimi cio-sami zmusił go do wycofania się z sieni Następnie chwycił krzesło stojące w kącie i stanął z nim w wejściu — Nie wstyd wam bić dzieci? — groźnie w stronę motłochu Tłum w milczeniu cofnął się Prowo-katorzy jednak nie — Jeden przeciwko nam? — wykrzy-knęli — Czy mamy się z nim liczyć? Hurrra na niego! Sayer nie uląkł się krzyków Czuł że Sara razem z dziećmi stoi obok niego Podniósł w górę krzesło — Droga do tego domu wiedzie po czterech trupach! — krzyknął — Zanim one położą się na podłodze kilku z was straci życie! Nie myślcie ze sam pójdę na drugi świat! Nie jeden z was pójdzie Simard który odpoczywał przed na-stępną próbą wydostania się z leżaka o rozciągniętym zwisającym płótnie wy-sapa- ł: "Powiedź pan coś o tej pańskiej Montanie panie Wilkins" "Williams" poprawił Ken "Weil — to jest stan jak inne ale oczywiście lep-szy Wysokie góry chłodno To mniej więcej określa Montanę" "Bardzo wyczerpujący opis zaaprobo-wał poważnie Simard trzęsąc się z we wnętrznego śmiechu który go upoda-bniał próbującej tańczyć rumbę "Bardzo tam zimno?" "Dosyć Powiadają ze czasem tak zimno ze słowa zamarzają w powietrzu i spadają na ziemię A gdy przyjdzie wio-senna odwilż — co za gwałt w całej Mon-tanie!" Simard który prawie że już się wydo-był z leżaka opadł nań bezsilny parska-jąc śmiechem Gdy Simard odszedł by się napić cze-goś w barze okrętowym dwaj przyjaciele leżeli w błogim lenistwie bez słowa cie-sząc się słońcem po długim okresie desz-czowym pod koniec ich pobytu w Paryżu i oddychając głęboko słonym powietrzem wolnym od i innych smrodów wici miesięcy Zatozę się ze w dziesięć kiego miasta no wylądowaniu we Francji tęskniłeś i ubrana kobieta około do Afryki Do tego przeklętego kraju jak trzydziestki kołysząc zapraszająco ładny- - Marsylie na gdzie śmiechem wygramolić leżaka wielki minus dosłyszałem Williams "Z diabła ośmiu "Ta gdzie nas potraw motłochu dostać nurkowdł radością odparła krzy-knął spali ze-mna- ! do galarety bywa dymu mi biodrami przeszła przed nimi dro-bnymi kroczkami które uważała zapewne za pociągające Jei dość "nijaka" twarz nr7ci°ta była wielkimi zmysłowymi ustami Na pozdrowienie Fernanda Massona opowiedziała z przymilnym uśmiechem oatrzac na nich obu szeroko otwartymi oczami o dziwnie intensywnym wyrazie Potem onarła się o burtę o jakieś dzie-sięć kroków od nich i udawała że jest zafascynowana gładką powierzchnią mo-z- a połyskującą w słońcu Ale od czasu 1o czasu jei wzrok biegł ukradkiem ku lwom przyjaciołom wyciągniętym nic-1ba- le na leżakach "Widzę że znasz ją Fernandzie" po-wiedział Ken zniżonym 'głosem "Kto ona? Przyglądam sie jej od paru dni" "Mademoiselie Dplorme Ma pnrnwać w jednym z urzędów państwowych v naszej kolonii Interesuje ciebie?" "Tak Nie jej nieistniejąca uroda ani 'ej istotnie ładna figura lecz jej d-ci-w-ne zachowanie się Ten jakiś nerwowy niepokój wieczne krążenie po pokła-dach I jej oczy! Zauważyłeś jak ona dziwnie patrzy?" "Tak Sdzę że może to wynikać z dwóch nowodów: jakaś głupia koleżanka mogła jej poradzić by szeroko rozwie-rała oczy — szczególnie gdv ratrzv n? mężczyzno-- nonieważia Ktosunkowona- - 2-- gi i 3-- ci "Mgage" P@ż¥ei $1500 do $30000 Niskie spłaty — Bez bonusu Pow szych po7czek udzielam) osobom któic potrzebują pie-niędzy na spłacenie 2-g- o lub 3 go "moitgage'u" TAKŻE KUPUJEMY 1 POZY-CZAM- Y NA MORTGAGE Pizyjdź i porozmiwiaj z nami bez 7ii(incli zobowiązań albo zadzwoń po lnfonnar-i- e JAK KUPIĆ DOM Jeśli posiadacie $1 000 możemy po"C7}c rio $1 500 Jeśli posiadane $1 500 możemj pozc7ć do $3 000 Cosmopolitan Financo 641 YONGE ST — WA 3-09- 39 Ofwartc codziennie od 9 do 530 w soboty do 1-s-tcj Wtorek i czwartek do godi 9 wlecz 47 P POZBĄDŹ SIE wlosu a będziesz młodsiy o latał RET0NE bardzo znany środek medyczny nada Two jemu włosowi kolor pierwotny i piękny Bez użycia farb I utleniania Dzisiaj przyślij zamówienie wraz z $250 na adres: ANCHOR DISTRIBUTORS PO Box 1083 Station "C" Toronto Ont Obcrnle no nibjcln w "MIDTOWN DRUGS" (52 Queen St W (rog Pnlmcrston Avol Toronto Ont oraz we usz!tklch aptekach Tysiące podziękowań — Gwar3riiowany zwrot pieniędzy w razlo nleziidowoliulii Proszę pisać o bezpłatne Informacjo u I spraw lo "Betono na btwo włosy" ' 1-- H4 INŻYNIEROWIE mansKM Dr Inż Z Przygoda Plany i obliczenia konstrukcji 7 SbuułtdaonwlRandyc'h PTaorcroenlatcoje Ont WA 1-6- 212 E-- 4 OKULIŚCI OKULISTA S BR0G0WSKL 0 D„ Badanie oczu dorosłych I dzieci Sporządza nic recept Dopasowywanie okularów 420 Roncesvalles Avo (blisko Howard Park) Tel gabinet LE 1-4- 251 Mieszk CL 9-80- 29 P OKULISTKI Br Bukowska-Bcjna- r R O Wiktoria Bukowska O D prowadą nowoczchny gabinet okulistyczny przy 274 Roncc5vallcs Avenue obok Gcoffrcy SI Tol LE 2-54- 93 Oodzlny przyjęć codziennie od 10 rano do U wieczór W noboly od 10 rino do 6 wieczór 37S WA l-3- 924 CHURCH Ipfeka p p Modwiclsklch "Sanilas Pharmacy" Wysyłka lekarstw do Polski 204 Dathurst St (kolo Qucen) Tol ST ST Toronto EM 3-37- 46 E-- 4 DR T L GRADOWSKI DENTYSTA CHIRURG Mówi po polsku 514 Dundas St W — Toronto Tol EM 8-90- 38 87 p wwiuin imuj DR W 17 SYD0RUK DENTYSTA Inymu po upriednlm toltfonlci- - nym porozumieniu 80 Ronccsvalloi Avo Toronto Tel LE 5-36- 88 41-- P Dr H SCHWADE DENTYSTA 71 Howard Ave (iog Horn eswillci) Godz przyjęć za zam telefon LE 1-20- 05 49-- S r Dr H tlOUOSICKIS LEKARZ DENTYSTA Djplom w Niemczech l Kanadzie PrzjJnHiJe w dzień 1 wieczorami tyl- ko zn telefonicznym poi ozumlcnlćtn 45? Bloor St W Slnrkinnn Chcmlsts & Mcdlcal UulIdlnR Tol WA 3-50- 03 - Mówi po polsku (S) Dr Władysława SADAUSOS LEKARZ DENTYSTA 129 Grenadior Rd (drugi dom od Ilonccsvnllos) Przyjmuje za upr7cdnim telefo-nicznym Telefon LE M250 LEKARZE DR L SIMON Zawiadamia ło powrócił z urlopu Choroby wcncryLzne i skórne 288 St Clair Ave West Tol WA 1-6- 611 0'G365B7 Dr M M Kauysiewicz zawiadamia o przeniesieniu swego gablntcu lekarskiego z 1GB Oakwood na 401 Vaughan Rd — RU 3-67- 62 401 Vaughnn Rd Tol RU 3-67- 62 89 P-H- 6 Dr Stefan KUCZMENDA CHOROBY OGÓLNE DZIECIĘCE I SKÓRNE 312 Bathurst St — Toronto Tel EM 8-32- 04 POWRÓCIŁ DR M KOSOWSKI Choroby kobloca i połotnlctwft (Loczenlo nleplodnotcl) Przyjmuje za uprzednim telef porozumieniem LE 5-74- 34 lub LE 6-14- 70 611 Bloor Strott W (róg Palmcrston) BS VC7' 470 College St Oczy badamy okulary dostosowujemy do wszystkich defc-k-tó- w wzroku na nerwowość na ból głowy Mówimy po polsku p Win - okulista Badania oczu — okularów wypolnionio recept ' "'Ji god7Jny przyjęć 930—8 '1ii ~ 599 Bloor Sf W Toronto ' Teł LE 5-15- 21 (Blisko Palmcrston obtfk Bloor Mcdical Center) ' Wiociorami przyjmuje po uprzednim umówioniu ti 'l ST 8-624- 85 DR TEODOR TKACZ Oficjalny Lekarz Związku Polaków w Kanadzie Grupa 1 11 Gorovale Avo Tel EM 8-37- 54 P Lock @Eiiropraotio ©linie BRACIA ŁUKOWSCY DOKTORZY CHIROPRAKTYKI Specjaliści w leczeniu artretyzmu reumatyzmu wmm v ui£v CjUinł UVJVkinU2U JIU3nUrVrT Yf 1 1 IMllMY' I1!— orgrńizmu-Ra- y {prześwietlenia $ " ? %t 1848 BL'0(łR ŚT ONT J-jTE-ŁrO1 9-22- 59 fe:PalejVtójeTłiffrrtwilq1W(fr'r MO CATHARINES Sfarokrajowa DENTYSGI porozumieniem ©kulista Dopasowywania (Tickett) WTORÓNTO TEL MU 4-31- 61 r' W& 71P Wm aKom Pokładowym — trząsł się CCna ima niSKU wiyc yujaimncju iw J Tronlncje rraneusMe mężczyzn B mmi tMi '"'rt'3 I MrS :'! (Al ' m Tl :"imMi K' tlpi V a i ♦ I i rlPip ] łJiftBl mm HL? łsŁ mm a:muSwi-:ł--i?mMt ll c a 8jk A -"- f-! mm 4i nm i? t 141 W KTfty o-ir+t-ymt-in' ItItiMIM B mm m łi MU£tt Vii mwn fim-m- r mmtr& m |
Tags
Comments
Post a Comment for 000282b