000381b |
Previous | 7 of 8 | Next |
|
small (250x250 max)
medium (500x500 max)
Large
Extra Large
large ( > 500x500)
Full Resolution
|
This page
All
|
Uusz Nowakowski
IDZ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH
Velile praw autorskie zastrzelone (Copyright by T NowakcasU)
iff domu głodujemy! Moja mat- -
fetf od ojca grosze dmb grosze
'a'cnied2v° Reszta pieniędzy —
F
_
H7ip na te pachnidła wo
li kolacyjki' Cała rodzina idzie
fcia na marne! uai-K- a ieawie no-ferłóc- zv
a ojciec Upija się jak
eniarfze trwoni ludzie się od
fej-racaj- a z ratusza go wyrzucili
lestan' — powtórzyła
IMaśnie ze nie przestanę i będę
tU li wC£łioeugieiUkUieimu: uujuj yam ujia
tobrze juz dobrze — pogładziła
łvnł iak oparzony
Ifcmkna się pani wstydzić! Bo to
fecb śmiertelny grzecn do to jest
innych ludzi Krzywda mojej
'rsDokói się chłopcze — powie- -
?_ Jesteś jeszcze bardzo młody
rATtimiAC?
rzecz- - iiic iwŁuuuwŁ
Chwała Bogu zadyszał się
brudów nie rozumiem!
ii
— +ts i
— —
i
nela mu krzesełko Usiadł roz- -
Ki jestem księdzem nie chcę pa- -
-- t kazań me jestem pani wro--
E_ olnc mn sio załamał — Alf 1p
jtrzeba wreszcie załatwić po ludz--
f nagłym wybuchu odwagi ogar- -
młodzieńcza nieśmiałość me--
ła$nesn słosu Naichetniei bv
vr popłochu Niepotrzebnie wypił
ŁeLszek
Wolał bym tutaj wcale nie przy-- t
Dobrze żeś przyszedł — nowie- -
'miękko
'Mam już dość tego wstrętnego
r spuścił głowę — Dlaczego w in-ćoma- ch
jest spokój? Dlaczego
azej mazie żyją jaK naiezy i sza-lę
i nie bija i nie kłócą" Ł'i się -- :_ łiji --vj i! uioiu iuu jjc '(jidAat uuwrucil
r stronę okna
ii po sprdceznie 7a -- rfnu-p muf
gestem przytuliła 'do siebie
i eony aieianeK — szepnęła
"auł sie cieDła biiaeepo orl tal
rftS 1Y)7TVl1nm'm mnlililm nnnrinj
IffiłfTiał Tinrznł łwarrla 1-racrł-nćA Iia czuprynie — dotyk jej ręki
wMujem uno serce pnisowaio n
rcjtolne fizyczne życie Po raz
hdensz DołęgaMostowicz
IRACIA DALGZ S-- KA
Rozdział VII
Karolkowei oo śliskich kocich mi chodnik tam się już kończył
w' s--
c ze trzydzieści kroków w bok
Mracji "Pod Kozłem" Wypłowia-n- y
szyld i żółte firanki w za- -
fójrii oknach a wewnątrz gwar
wsze tu panował w godzinach
Rowjch Sam Kozioł znany jak
ąii i szeroka Antoś Kozłowski
) jeszcze knaioiarz o byczym kar- -
Nych wyłupiastych oczach wv-- p blaszanej" lady jak prawdziwa
"V" jiK laiarnia morsica nieu--i
lustrująca ślepiami sale i fiesto R stoliki Po kaflowej posadzce
pi soczyste naneczniale trociny
P S1? z topniejącym śniegiem
v Łe ślady nóg dwóch panienek
f-- ojiy w grube wełniane spo- -
' jasKrawe perkalowe bluzki 't maiV n3r7Hrnnn irłńpTkmro
Pfr tu kelnerkami magnesem dla
iu esiącach letnich wywcza- - riM Ezeta Manki-Miednic- y za- -
ko ' c ł "J
:? tęga i ospowata Justynka
W SWa Piecza nnl-nif-c 7a tnłnra f lepszych gości druga Zośka
"utno roześmiana i piersiasta
? "Sale" Tlio nhiiar t-liori- łoli n„i V ' ' ~-j- M w-- w
j resow pod postacią po-- 1
"-- a Kh po nlecaeh~luh ociera- -
&J-l-tAMił _przv~sposobności „ stawia-- 1 'uie h-ilol- ai : is-- 1! ia
cabustem
Łjv -- "aiUŁrJUłU lUd 1UUUUU'
R-fl20'-
'"11
tu ludzie od' Dsl-Jp&- fo
o z tego że Antoś sam
-- 'COeJ j2V0 picpr ii r)alr7ńv - asl Um koneksje
n'LS: r" osma' gdJ' Przv st°-- oJ'?aze dotvcrif7as łv7vła kip rj02'"73 Podniósł sie" gwar
yrrt-i- e niedosłyszalny gdyż na-r- ?
njJn zapanowała 'cisza
ijrrr " ł ma znaczyć zanim
tv: ŁC(- - uo siouKa na mar-- hSfJytxriiąi spPh2ydelmU&trz&echkufesi1e'- - jayzn Czwarty szczupły
fclS onnei' trzymając w re-R£- £h syfon J "J się Feliksiak — rzucił
l-- y z drugiego kata salL
T=v_f= r=3 r-- v S=&a::&J?=i£l:& rv=vs
151
HnstCtN—
pierwszy w życiu doznał tego dziwnego
uczucia: zamierania oddechu w piersiach
i popłochu radości i smutku jednocze-śnie
— Upiłem się! — przeszło mu przez myśl — Zbłaźniłem się! Przegrałem!
Chciał krzyknąć z rozpaczy Nie mógł
chwycić oddechu Z kneblem serca w
gardle odsunął się zmieszany Oblany ru- mieńcem przerażony i milczący ze "spu-szczonymi
oczami szybko wybiegł z po- koju
Dygocącymi rękami odsunął zasuw-k- ę Przeskakując stopnie schodów wy- biegł na ulicę
Ot i jedyna jakże żałosna "rozryw-ka"
człowieka obozowego: rozpamięty-wanie
przeszłości Tańsza niż kino teatr
lub książka Gorzki nawyk każdego
jeńca
— Co było potem? — podporucznik
owinął się kocem zziębnięte stonv na
krył szynelem i wytężył pamięć by nie
przeskakiwać wydarzeń ale ułożyć je w
chronologiczną całość — Właśnie! Co
było potem?
Małgorzata przybiegła do Biblioteki
Miejskiej z przerażeniem w oczach Wy-wołała
syna z czytelni na korytarz Z
trudem łapała powietrze Włosy opadły
jej na czoło Na pergaminowej twarzy
przybyło jej kilka nowych zmarszczek
Oczy miała podbite czerwone z bezsen-ności
— Coś ty narobił? — mówiła zdła-wionym
szeptem Zaglądał już dwa razy
na Grunwaldzką — yytal się o ciebie
Szuka cię po całym mieście Powiedzia-łam
mu że nie wiem gdzie jesteś
— Czego on chce od ciebie?
— Nie wiem — skłamał — Pewnie
się upił i szuka sprzeczki
— Ładnej mi "sprzeczki"! — krzy-czał
że ci wszystkie kości połamie że
cię z domu kijem przepędzi Wstrzymał
ci pieniądze na wyjazd do Warszawy
Prześpij się dwie trzy noce u kolegów
dopóki mu nie przejdzie
— Pojadę do Warszawy bez jego po-mocy
Dam sobie radę bez niego
— Nie wracaj na noc do domu!
— Przed własnym ojcem' mam się
ukrywać? — wybuchnął — Jak chce
niech mnie zabije! Ja wracam do domu
— Syneczku — błagała Małgorzata
— Nie bądź taki hardy Wiesz jaki on
42
I
— Stul mordę taka twoja mać —
huknął ku niemu Kozioł poczym pod-szedł
do Feliksiaka i napierając nań swo-imi
stu kilogramami tuszy powiedział
cicho: — nastąp się szczeniaku kufle
mi tu będziesz bił
Feliksiak zmierzył go niezdecydowa-nym
wzrokiem i zwolna opuścił rękę z
syfonem
— Siadaj i siedź póki ci dobrze —
Kozioł kopnął krzesło w ten sposób że
to podjechało pod kolana stojącemu po
czym gołą ręką zgarnął szklaną kaszę ze
stolika na ziemię i jakby nic nie zaszło
powrócił za ladę
Feliksiak usiadł i zaczął mówić płacz-liwym
głosem:
— Tacy to z was przyjaciele jak czło-wieka
nieszczęście spotka to żaden pal-cem
nie ruszy Trzimacie stronę maj-stra
— fin miał słuszność co ia ci bede
zawalał? — niechętnie mruknął wysoki
blondyn
— Nikt się za mną nie ujmie — po-trząsał
głową Feliksiak — nikt
1_ cn sioYozkleiasz frajerze — zno
wu prowokacyjnie odezwał się najstar- -
C7v 7 trmar7vstwa — sames sie zawsze
przechwalał że wszystkich
_
dyrektorów
masz w jednej Kieszeni a jas teraz tu
rin neon nrzyszło to dudy w miech Idź
do naczelnego i powiedz mu żejak cię
z powTCtem nie przyjmą to dopiero zo-Vi51- ~7a
Tp7f7e cie za inżyniera 'wezmą
Już oni muszą mieć przed tobą pietra
Wszyscy trzej wybuchnęli głośnym
śmiechem" a że mówił nie ściszając gło-su
a przy sąsiednich stolikach od chwi-li
rozbicia kufla zwracano na nich uwa-gę
tam również rozległ}- - się śmieszki
Feliksiak poczerwieniał:
— Wiec co myślicie że bujam?
—Co "tam masz bujać — pojednaw-czo
powiedział blondyn i mrugnął do_ są-siada
— bo ja wiem może ty ich jaki
krewny z lewej ręki? Niby dewód mie-liśmy
Dwa razy cię wylewali powinni
i teraz na powrót przyjąć Mają już prak--
Znowu rozległ się smiecn reii
chciał sie zeryać lecz spotkał spojrzenie
--~™' -- 77 i5riv Kozia Przygryzł war- -
gi sięgnął do kieszeni 1 rzucił na stolik
kilka "srebrnych monet:
—Panno Zosin płacić!
— Szkcda forsy — zakpił blondyn —
Zośka ci zborguje
ZWIĄZKOWIEC" LISTOPAD (Novmber) Sobota 12 — 1960
jest Pozłości się pozłości a potem mu
przejdzie Musieli mu znowu w biurze
dokuczyć Wypił za dużo Lepiej mu
zejdź z drogi
— Nie zejdę! — zaciął się
Wrócił do domu i czekał oka nie
zmrużył światło do ran3 w pokoju pa- lił Ale ojciec nie przyszedł
Spotkał go dopiero po paru dniach
i to przypadkiem Na moście
Ukłonił mu się z daleka Wysilił się
na uśmiech Zawahał się czy podejść
Bał się publicznej awantury krzyku na
ulicy w samym sercu miasta
— Jeśli mnie uderzy — przeszło mu
przez głowę — podejdzie policjant i za-bierze
nas obydwu na twsterunek spi
sze protokół Nie będę się bronił lecz
bić się nie pozwolę Po pierwszym ude-rzeniu
— ucieknę by uniknąć zbiego-wiska
Ale Jan przeszedł obojętnie udając
że go nie widzi
— Ojcze! — zawołał — Nie pozna-jesz
mnie?
Jan nie odwrócił głowy Szedł dalej
przed siebie
Pobiegł za nim cały rozdygotany
— Gniewasz się na mnie?
Jan przystanął i podniósł rękę
Teraz mnie uderzy! — zakotłowało
się w chłopcu
Nie uderzył Zatrzymał przejeżdża-jącą
taksówikę
Postanowił wsiąść razem z nim do
samochodu wytłumaczyć mu wszystko
Zszedł z trotuaru na jezdnię chciał go
chwycić za rękę
Jan bez słowa wszedł do taksówki i
zatrzasnął drzwiczki za sobą
Gdy samochód ruszył chłopiec in
stynktownie pobiegł kilka kroków za tyl-nym
błotnikiem a potem cofnął się na
chodnik Był bliski płaczu Usiadł na ka-miennej
mostowej ławce i schował
twarz w gazecie
Potem nadszedł parny lipcowy dzień
naelektryzowany niewyladowaną od wie-lu
godzin burzą Nagle zrywy wiatru wy-dmuchiwały
kurz z oślepiająco białych
bruków i roziskrzonych szyn tramwajo-wych
W aparatach radiowych trzaskało
od samego rana ulice opustoszały jak
podczas alarmu lotniczego Kto mógł
uciekał za miasto
Miody Grzegorczyk wybrał się do la-su
Lasy otaczały miasto pierścieniem
O nie były to zwykle podmiejskie wy-deptane
wyskubane lasy sponiewierane
przez niedzielnych wycieczkowiczów Za-raz
za rogatkami jak patrole przydroż-ne
podchodziły pod domy brzozy w bia-łych
drelichach dalej — zaczynało się
regularne obchodzenie tysięcy sosen a
kto chciał się przedzierać dalej na tego
czekała prawdziwa puszcza z rezerwatem
sędziwych dębów cisów 1 modrzewi
Jaskółki cięły gęste powietrze na u- -
Feliksiak był wściekły Prowokacyj-ne
zachowanie się kolegów doprowadziło
go do ostatecznej pasji O ile wcześniej
sam wahał się czy po raz trzeci udawać
się do prezesa o tyle leraz zawziął się i
postanowił za wszelką cenę dostać się z
powrotem do fabryki Mało lego powi-nien
otrzymać stanowisko brygadzisty
żeby tym draniom pokazać co to on mo-że
Wtedy będą się śmieli cholery jak
ich weźmie za pysk Alboź to jest złym
ślusarzem?
Wychodząc kupił jeszcze butelkę czy-stej
1 poszedł do domu Skręcił właśnie
w żelazną gdy natknął się na inżyniera
Karliczka Bjl usposobiony tak wojowni-czo
że niemal go potrącił i niedbale do-tykając
palcami do daszka bąknął "Sza-nowanie"
— Cóż sie tak zataczacie Feliksiak
urżnęliście się? — zapytał Karliczek
— Dlaczego nie Bezrobotny jestem
Wolno mi
— Jak to bezrobotny? Znowu was
wyleli? — Karliczek uczuł przypływ sym-patii
do Feliksiaka Znal go dobrze gdyż
jego częste awantury bjły dość popular-ne
w fabryce a o szczególnej protekcji
którą ten ślusarz cieszył się u zwierz-chników
różne chodziły wersje
— Wyleli ale przyjmą mnie jak tu
przed panem stoję Nie taki ja jestem
żebym każdemu dal sobą przewodzić
Mogę i sam wpaść ale i wielki pan
Dalcz pójdzie do kryminału
Karliczek spojrzał nań uważnie i od-ciągnął
pod ścianę:
— Paweł Dalcz? — zapytał
— Nie ten laluś Krzysztof Wyzbor-Dalc- z
Dwa nazwiska ma to myśli ze
nie wiem co a ja mu jeszcze pokaże!
Podniósł pieść i pogroził nią sobie
przed nosem Karliczek spojrzał na ze-garek:
— Wiecie co Feliksiak że ja z wami
chętnie bym o tym pogadał Tylko teraz
czasu nie mam Macie tu mój bilet wizy-towy
i wpadnijcie do mnie choćby jutro
— Rano? Mnie do fabryki nie wpu-szczą
— Możecie przyjść rano do mnie do
domu
— To pan inżynier ma urlop?
— Nie Jesteśmy kolegami ja też
nie pracuję
— Fiuuu — gwizdnął przez zęby Fe-liks!
ak
— Więc przyjdziecie?
— Przyjdę
Zaczął padać śnieg i Feliksiak wstą-pił
po drodze jeszcze do jednego baru
Chriał spotkać kogoś znajomego by po-dzielić
się 1 nim swoimi zmartwieniami
lecz jak na złość nie było nikogo Wyoł
przy ladzie kilka szklaneczek Gdy dc
brnął do domu był już całkiem pijany
i w ubTanw położył się spać Z_ rana
obudził się z ciężkim Wlem~głowy I z
męczącym przeświadczeniem że ma coś
kos Zaraz lunie! Z niedużych polanek
i płytkich kotlinek buchał oleisty lip-cowy
żar-- Szedł przez pas stężałego gorą-ca
i zapachu póki nie zaczęła go sma-gać
po gołych kolanach paproć — znak
ze od jeziora niedaleko Umyślnie wy-siadł
o jedne stacyjkę wcześniej by do-trzeć
do mniej uczęszczanego brzegu —
bez piaszczystej plaży i kabin kąpielo-wych
ale i bez hałaśliwej ludzkiej sza-rańczy
Zbliżał się ku upragnionej chłodzą-cej
wodzie — miedzy pniami juz prze-świetlało
migotliwe srebro — gdy w za-krzewionej
nadbrzeżnej kotlince posły-szał
znajomy śmiech
Zaciekawiony przedarł się przez ge--
swinę położył się na suchym igliwiu i o-- 1
stroznie rozchylił rude wysuszone ga-łązki
To co zobaczył napełniło go prze-rażeniem
W odległości kilku kroków pośród
mchu trawy i paproci jak w gniazdku
leżało dwoje ludzi w strojach kąpielo-wych:
Heinemann i Diana Voss!
Na tle zieleni przede wszystkim rzu-cał
się w oczy mleczno biały brzuch gru-basa
— trzy wałki spoconej słoniny Wy-nurzał
się z trawy jak wysepka z wody
Unosił się i opadał — widać było ze
Heinemann z trudem znosi parne popo-łudnie
Masywne cielsko sublokatora o-blek- aly
majtki kąpielowe w prażki W
obawie przed spaleniem skóry przykleil
sobie liść na nosie Leżał stopami w stro-nę
przyczajonego młodzieńca Zdeformo-wany
brudno żółty jakby jodyną wy-smarowany
kciuk u nogi miał daleko od-sunięty
od reszty palców
Aktorka musiała przed chwilą wyjść
z wody Mokry parujący w słońcu ko-stium
szczelnie przylegał do jej ciała
opinał piersi i biodra Czerwone kokar-dki
przy ramiączkach wyglądały z dale-ka
jak dwie róże Kropelki wody spły-wały
po zgrabnych nieco za muskular-nych
udach Zdjęła cumowy czepek z
głowy rozsypała włosy
Chłopak wstrzymał oddech Bal się
że glosne bicie serca zdradzi jego obec-ność
Diana Voss wyglądała dzisiaj mło-dziej
niż wtedy w mieszkaniu Była opa-lona
Miała dziewczęcą sportową syl-wetkę
— Hipopotam nie śpij — śmiała się
dźwięcznym sopranem
— Gorąco — sieknął Heinemann —
Będzie lalo
Przeciągnął się a' walki sadła drgnę-ły
mu na brzuchu sosnowe igiełki wbi-ły
mu się w biały tłuszcz Podniósł się
na łokciach i sennym przymrużonym o-ki- em
spoglądał na leżącą
— Hipopotam — powtórzyła ciszej
Odgonił muchę znad spoconego czoła
— Parno — sapnął — Burza idzie
Tłusta łapa spoczęia na kobiecym ra-mieniu
ścierał nią kropelki wody z ra-mion
szyi i nóg Gładzi! mokrą opalo-ną
skórę
do załatwienia czego sobie nie może
przypomnieć
Ojciec leżał na łóżku i postękiwał
jak zwykle siorstra już poszła do sklepu
gdzie była ekspedientką W izbie było
zimno i nie mógł znaleźć ani jednej za-pałki
żeby rozgrzać herbatę Dopiero
gdy zrezygnowany położył się z powro-tem
uprzytomnił sobie że o jedenastej
rano miał zameldować się do naczelnego
Zerwał się prędko opłukał twarz nad
zlewem przyczesał włosy i wyszedł nic
odzjwając się do ojca ani jednym sło-wem
Od czasu gdy ojciec po swoim niesz-częśliwym
wypadku w fabryce uparł się
by nie kapitalizować renly nie rozma-wiali
ze sobą Wolał tak gnić w łóżku i
zmuszać dzieci do pracy u cudzych kie-dy
renta dałaby prawie dziesięć tysięcy
złotych a to wystarczyłoby na założenie
sklepiku spożywczego
Przed gmachem Zarządu Feliksiak
spojrzał na zegarek Było już po dwuna-stej
t
— I tak musi mnie przyjąć — pomy-ślał
z zawziętością — nie będę się pa-tyczkować
— Nie robiono mu jednak żadnjch
trudności Po dwudziestu minutach ocze-kiwania
wpuszczono go do gabinetu na
czelnego dyrektora Feliksiak wszedł i
[stanął przy drzwiach
Przed Pawłem Dalczem odczuwał nie
tylko estymę należną naczelnemu dy-rektorowi
lecz i rodzaj jakby osobistego
szacunku Imponował mu Feliksiak wie-dział
że z tym człowiekiem nic ma żar-tów
lecz wiedział również że jego atuty
będą tu ocenione
Paweł Dalcz podniósł głowę i obrzu-cił
go spokojnym spojrzeniem:
— Chcieliście widzieć się 7e mną —
zapytał — o co wam chodzi?
— Wydalono mnie z pracy panic
dyrektorze J
— Czy uważacie że postąpiono z wa-mi
niesprawiedliwie? e % — To nie panie dyrektorze
— Zatem?
Feliksiak przestąpił z nogi na nogę:
— Miałem obiecane od pana prezesa
że póki tylko zechcę będę miał pracę
w fabryce zresztą co ja będę mówił pan
dyrektor sam wie- - Nie naprzykrzałbjm
się bo też swój honor mam ale z głodu
zdychać nie będ- ę-
— O ile wiem — powiedział dyrek-tor
— jest to ńiż trzeci wypadek żeście
zmusili administrację do wydalenia was
A dkczego cbk-can- o wam stałą pracę
w naszej firmie?
— Niby to pan dyrektor nie wie
Paweł spojrzał nań spod oka i po-wiedział
obojętnym tenem:
— Nie pytam was czy ja wiem czy
jije więiri Jeżeli chcecie ze mną mówić
~mus!ć!e~ odpowiedzieć na mojeylanid!
Więc za co?
MPTTMmm
Starokrajowa
Apteka
Medwidskich
"Sanilas Pharmacy"
Wysyłka lekarstw do Polski
546 Queen Sł W Toronto
(koło Bathurst) EM 3-37-
46
POZBĄDŹ SIE
siwego włosu
i bedzlesi mtodsiy o Utai
bardio many irodek me-- Iw
dycyny nada Twoemu wlo-towi
kolor pierwotny
I pltkny
BEZ UŻYCIA FARB
I UTLENIANIA
DmlnJ prrjJIIJ Jinnńule-ni- e wraz z $250 ndn-s- :
91
p p
na
I
liaaTWu
ANCHOR DISTRIBUTORS
PO Box 1083 Słałlon "C" Toronto Ont
Obecnie do nnl)iia w
"MIDTOWN DRUGS"
652 Ouetn St W Toronto Ont
LANDIS PHARMACY
4t2 Oueen St West — Toronto Ont
DYMOND DRUCS LTD
81 Dalhousle St — Brantford Ont
1114
Lunsky
W A 1-3- 924
tar
ST
t-- ic
STR
Związek Polaków w
to ipołeczntj pracy Pc--f
pieraicia oo i wttepuci doń "" '
TORONTO
DENTYŚCI
TĄ?ć&
Dr W SADAUSKAS
"" LEKARZ DENTYSTA
(drugi od RoDcesvaUti)
Przyjmuje za uprzednim telefo-nicznym
porozumieniem '
Telefon LE M250
12? Grenadier Rd
DR V JINDRA
DR- - MARA nm &f
prjjJmuJu takłe wieczorami 1 w
sobol) za uiTjcdnlm porozumieniom
trlcfonlcinjni
310 Bloor St West W A 24844
Ipnj Spadliu) 9P
DR T GRANOWSKI
DENTYSTA CHIRURG
Mówi po polsku
514 Dundai Sł W — Toronto
Tel 8-90-
38
1 P
OKULIŚCI
OKULISTA
S BROGOWSKI OD
420 Roncesvalles Avt
(blisko Howard Park)
Godrlny przyjęć od 10—6 30 orax ia
porozumieniem
Tel LE 1-42-
51 — CL 9-80-
21 P
OKULISTKA
J T SZYDŁOWSKA
OD FBOA
lladanle octa dobieranie izklet i do-pns- ou juanie "contact lenaci" —
codziennie od 10—7 aoboty włącznie
w Imijcli iforilnnch za uprzednim
porozumieniem
1063 Bloor St Wet LE 2-87-
93 ró Havelock) H-- P
St
Oczy badamy okulary do wszystkich defek-tów
wzroku na nerwowość na ból głowy Mówimy po polsku
H WITKIN -- okulista
470
Badania oczu — okularów
wypełniania racapt
godziny 930—0
599 St W Toronto Tel LE 5-15- 21
(Blisko Palraerston obok Bloor Mcdlcal Center)
Wlacioraml przyimuja po uprzadnlm umówlanlu !
ST gin
B-- 4
Lach Clinic
Stanitław J Lach DC Władysław J Laeh DC
DOKTORZY CHIROPRAKTYKI
prześwietlenia
124 Roncesvallei Ava — Toronto — LU 5-11- 11
W
5b Okulista
College
dostosowujemy
HKI
Dopasowywania
Chiropracłic
Luck Chiropractic Clinic
BRACIA ŁUKOWSCY
DOKTORZY CHIROPRAKTYK
Zdrowie jest najwickszjm skarbom cłowicka
Zaniedbanie zdrowia kosluje drogo Prześwie-tlenia
Kentuenowskie "X-HAY- " llko za zgloszc- -
mcm leieioniunjm
1848 BLOOR Sł W TORONTO ONT — TEL RO 9-22-
59
140 CHURCH ST CATHARINES
Kanadila
związek
L
telefonlcrnjm
przyjęć
Bloor
TEL MU 43161
p-- i
LANDIS PHARMACY
EM 6-05- 84 — 462 Oueen Sł W Toronło — EM 8-21-
29
Vysłamy lekarstwa do 1'ol'ki oraz na cały świat Dostawa
K7Vka i gwarantowana W-elki-e
zamówienia za granice wolne
od tła oraz pokrj warny koszta przesjłkl pocztowej Szybka
i fachowa polska obsługa Wyjeżdżający do Kraju zaopatrujcie
ie u nas w niezbędno artjkuły po cenach najniższych jrzyjmu
jemy wszelkie zamówienia listownie telefonicznie lub oso bisc e
Zaopatrujcie sic u nas także w artykuły pierwszej potrzeby
niezbędne uo utrzmania nigieny i zurowia Ldit--j iwuij--
APTEKA GARDIAN'A
Whłeieiel TADEUSZ GARDIAN
Najstarsza polska apteka w Toronto
Wskonujemy recepty ze wszystkich krajów
Zamówienia wysłamy natychmiast
Piszcie telefonujcie lub zgłaszajcie się
osobiście-!- - Popierajcie polską aptekę
WYSYŁAMY WSZELKIE LEKARSTWA DO POLSKI
I INNYCH KRAJÓW EUROPY ORAZ DO USSR
297 Roncesvalles Ave Tel LE 6-30- 03
JJB aaa)
ONT
dom
EM
JO-- P
J--P
TERAZ JUŻ POSYŁAJCIE
Świąteczne Paczki do Polski
PACZKI I DARY PEKAO
PRZEKAZY NENIEŻNE
SPECJALNE PACZKI MIĘSNE "
-
LEKARSTWA
-
Polsko Kanadyjskie Biuro Informacyjna
LEON GARCZYŃSKI
¥
707 Oueen St W Toronto EM £4067--
83-P-S- S
--mi_i-vg
isvą
1 '?
Jr-łST- '
ł ?!:?
CJ
-- =r 3
Ju ' i
t
W
r 't
A
Object Description
| Rating | |
| Title | Zwilazkowiec Alliancer, November 12, 1960 |
| Language | pl |
| Subject | Poland -- Newspapers; Newspapers -- Poland; Polish Canadians Newspapers |
| Date | 1960-11-12 |
| Type | application/pdf |
| Format | text |
| Identifier | ZwilaD2000459 |
Description
| Title | 000381b |
| OCR text | Uusz Nowakowski IDZ WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH Velile praw autorskie zastrzelone (Copyright by T NowakcasU) iff domu głodujemy! Moja mat- - fetf od ojca grosze dmb grosze 'a'cnied2v° Reszta pieniędzy — F _ H7ip na te pachnidła wo li kolacyjki' Cała rodzina idzie fcia na marne! uai-K- a ieawie no-ferłóc- zv a ojciec Upija się jak eniarfze trwoni ludzie się od fej-racaj- a z ratusza go wyrzucili lestan' — powtórzyła IMaśnie ze nie przestanę i będę tU li wC£łioeugieiUkUieimu: uujuj yam ujia tobrze juz dobrze — pogładziła łvnł iak oparzony Ifcmkna się pani wstydzić! Bo to fecb śmiertelny grzecn do to jest innych ludzi Krzywda mojej 'rsDokói się chłopcze — powie- - ?_ Jesteś jeszcze bardzo młody rATtimiAC? rzecz- - iiic iwŁuuuwŁ Chwała Bogu zadyszał się brudów nie rozumiem! ii — +ts i — — i nela mu krzesełko Usiadł roz- - Ki jestem księdzem nie chcę pa- - -- t kazań me jestem pani wro-- E_ olnc mn sio załamał — Alf 1p jtrzeba wreszcie załatwić po ludz-- f nagłym wybuchu odwagi ogar- - młodzieńcza nieśmiałość me-- ła$nesn słosu Naichetniei bv vr popłochu Niepotrzebnie wypił ŁeLszek Wolał bym tutaj wcale nie przy-- t Dobrze żeś przyszedł — nowie- - 'miękko 'Mam już dość tego wstrętnego r spuścił głowę — Dlaczego w in-ćoma- ch jest spokój? Dlaczego azej mazie żyją jaK naiezy i sza-lę i nie bija i nie kłócą" Ł'i się -- :_ łiji --vj i! uioiu iuu jjc '(jidAat uuwrucil r stronę okna ii po sprdceznie 7a -- rfnu-p muf gestem przytuliła 'do siebie i eony aieianeK — szepnęła "auł sie cieDła biiaeepo orl tal rftS 1Y)7TVl1nm'm mnlililm nnnrinj IffiłfTiał Tinrznł łwarrla 1-racrł-nćA Iia czuprynie — dotyk jej ręki wMujem uno serce pnisowaio n rcjtolne fizyczne życie Po raz hdensz DołęgaMostowicz IRACIA DALGZ S-- KA Rozdział VII Karolkowei oo śliskich kocich mi chodnik tam się już kończył w' s-- c ze trzydzieści kroków w bok Mracji "Pod Kozłem" Wypłowia-n- y szyld i żółte firanki w za- - fójrii oknach a wewnątrz gwar wsze tu panował w godzinach Rowjch Sam Kozioł znany jak ąii i szeroka Antoś Kozłowski ) jeszcze knaioiarz o byczym kar- - Nych wyłupiastych oczach wv-- p blaszanej" lady jak prawdziwa "V" jiK laiarnia morsica nieu--i lustrująca ślepiami sale i fiesto R stoliki Po kaflowej posadzce pi soczyste naneczniale trociny P S1? z topniejącym śniegiem v Łe ślady nóg dwóch panienek f-- ojiy w grube wełniane spo- - ' jasKrawe perkalowe bluzki 't maiV n3r7Hrnnn irłńpTkmro Pfr tu kelnerkami magnesem dla iu esiącach letnich wywcza- - riM Ezeta Manki-Miednic- y za- - ko ' c ł "J :? tęga i ospowata Justynka W SWa Piecza nnl-nif-c 7a tnłnra f lepszych gości druga Zośka "utno roześmiana i piersiasta ? "Sale" Tlio nhiiar t-liori- łoli n„i V ' ' ~-j- M w-- w j resow pod postacią po-- 1 "-- a Kh po nlecaeh~luh ociera- - &J-l-tAMił _przv~sposobności „ stawia-- 1 'uie h-ilol- ai : is-- 1! ia cabustem Łjv -- "aiUŁrJUłU lUd 1UUUUU' R-fl20'- '"11 tu ludzie od' Dsl-Jp&- fo o z tego że Antoś sam -- 'COeJ j2V0 picpr ii r)alr7ńv - asl Um koneksje n'LS: r" osma' gdJ' Przv st°-- oJ'?aze dotvcrif7as łv7vła kip rj02'"73 Podniósł sie" gwar yrrt-i- e niedosłyszalny gdyż na-r- ? njJn zapanowała 'cisza ijrrr " ł ma znaczyć zanim tv: ŁC(- - uo siouKa na mar-- hSfJytxriiąi spPh2ydelmU&trz&echkufesi1e'- - jayzn Czwarty szczupły fclS onnei' trzymając w re-R£- £h syfon J "J się Feliksiak — rzucił l-- y z drugiego kata salL T=v_f= r=3 r-- v S=&a::&J?=i£l:& rv=vs 151 HnstCtN— pierwszy w życiu doznał tego dziwnego uczucia: zamierania oddechu w piersiach i popłochu radości i smutku jednocze-śnie — Upiłem się! — przeszło mu przez myśl — Zbłaźniłem się! Przegrałem! Chciał krzyknąć z rozpaczy Nie mógł chwycić oddechu Z kneblem serca w gardle odsunął się zmieszany Oblany ru- mieńcem przerażony i milczący ze "spu-szczonymi oczami szybko wybiegł z po- koju Dygocącymi rękami odsunął zasuw-k- ę Przeskakując stopnie schodów wy- biegł na ulicę Ot i jedyna jakże żałosna "rozryw-ka" człowieka obozowego: rozpamięty-wanie przeszłości Tańsza niż kino teatr lub książka Gorzki nawyk każdego jeńca — Co było potem? — podporucznik owinął się kocem zziębnięte stonv na krył szynelem i wytężył pamięć by nie przeskakiwać wydarzeń ale ułożyć je w chronologiczną całość — Właśnie! Co było potem? Małgorzata przybiegła do Biblioteki Miejskiej z przerażeniem w oczach Wy-wołała syna z czytelni na korytarz Z trudem łapała powietrze Włosy opadły jej na czoło Na pergaminowej twarzy przybyło jej kilka nowych zmarszczek Oczy miała podbite czerwone z bezsen-ności — Coś ty narobił? — mówiła zdła-wionym szeptem Zaglądał już dwa razy na Grunwaldzką — yytal się o ciebie Szuka cię po całym mieście Powiedzia-łam mu że nie wiem gdzie jesteś — Czego on chce od ciebie? — Nie wiem — skłamał — Pewnie się upił i szuka sprzeczki — Ładnej mi "sprzeczki"! — krzy-czał że ci wszystkie kości połamie że cię z domu kijem przepędzi Wstrzymał ci pieniądze na wyjazd do Warszawy Prześpij się dwie trzy noce u kolegów dopóki mu nie przejdzie — Pojadę do Warszawy bez jego po-mocy Dam sobie radę bez niego — Nie wracaj na noc do domu! — Przed własnym ojcem' mam się ukrywać? — wybuchnął — Jak chce niech mnie zabije! Ja wracam do domu — Syneczku — błagała Małgorzata — Nie bądź taki hardy Wiesz jaki on 42 I — Stul mordę taka twoja mać — huknął ku niemu Kozioł poczym pod-szedł do Feliksiaka i napierając nań swo-imi stu kilogramami tuszy powiedział cicho: — nastąp się szczeniaku kufle mi tu będziesz bił Feliksiak zmierzył go niezdecydowa-nym wzrokiem i zwolna opuścił rękę z syfonem — Siadaj i siedź póki ci dobrze — Kozioł kopnął krzesło w ten sposób że to podjechało pod kolana stojącemu po czym gołą ręką zgarnął szklaną kaszę ze stolika na ziemię i jakby nic nie zaszło powrócił za ladę Feliksiak usiadł i zaczął mówić płacz-liwym głosem: — Tacy to z was przyjaciele jak czło-wieka nieszczęście spotka to żaden pal-cem nie ruszy Trzimacie stronę maj-stra — fin miał słuszność co ia ci bede zawalał? — niechętnie mruknął wysoki blondyn — Nikt się za mną nie ujmie — po-trząsał głową Feliksiak — nikt 1_ cn sioYozkleiasz frajerze — zno wu prowokacyjnie odezwał się najstar- - C7v 7 trmar7vstwa — sames sie zawsze przechwalał że wszystkich _ dyrektorów masz w jednej Kieszeni a jas teraz tu rin neon nrzyszło to dudy w miech Idź do naczelnego i powiedz mu żejak cię z powTCtem nie przyjmą to dopiero zo-Vi51- ~7a Tp7f7e cie za inżyniera 'wezmą Już oni muszą mieć przed tobą pietra Wszyscy trzej wybuchnęli głośnym śmiechem" a że mówił nie ściszając gło-su a przy sąsiednich stolikach od chwi-li rozbicia kufla zwracano na nich uwa-gę tam również rozległ}- - się śmieszki Feliksiak poczerwieniał: — Wiec co myślicie że bujam? —Co "tam masz bujać — pojednaw-czo powiedział blondyn i mrugnął do_ są-siada — bo ja wiem może ty ich jaki krewny z lewej ręki? Niby dewód mie-liśmy Dwa razy cię wylewali powinni i teraz na powrót przyjąć Mają już prak-- Znowu rozległ się smiecn reii chciał sie zeryać lecz spotkał spojrzenie --~™' -- 77 i5riv Kozia Przygryzł war- - gi sięgnął do kieszeni 1 rzucił na stolik kilka "srebrnych monet: —Panno Zosin płacić! — Szkcda forsy — zakpił blondyn — Zośka ci zborguje ZWIĄZKOWIEC" LISTOPAD (Novmber) Sobota 12 — 1960 jest Pozłości się pozłości a potem mu przejdzie Musieli mu znowu w biurze dokuczyć Wypił za dużo Lepiej mu zejdź z drogi — Nie zejdę! — zaciął się Wrócił do domu i czekał oka nie zmrużył światło do ran3 w pokoju pa- lił Ale ojciec nie przyszedł Spotkał go dopiero po paru dniach i to przypadkiem Na moście Ukłonił mu się z daleka Wysilił się na uśmiech Zawahał się czy podejść Bał się publicznej awantury krzyku na ulicy w samym sercu miasta — Jeśli mnie uderzy — przeszło mu przez głowę — podejdzie policjant i za-bierze nas obydwu na twsterunek spi sze protokół Nie będę się bronił lecz bić się nie pozwolę Po pierwszym ude-rzeniu — ucieknę by uniknąć zbiego-wiska Ale Jan przeszedł obojętnie udając że go nie widzi — Ojcze! — zawołał — Nie pozna-jesz mnie? Jan nie odwrócił głowy Szedł dalej przed siebie Pobiegł za nim cały rozdygotany — Gniewasz się na mnie? Jan przystanął i podniósł rękę Teraz mnie uderzy! — zakotłowało się w chłopcu Nie uderzył Zatrzymał przejeżdża-jącą taksówikę Postanowił wsiąść razem z nim do samochodu wytłumaczyć mu wszystko Zszedł z trotuaru na jezdnię chciał go chwycić za rękę Jan bez słowa wszedł do taksówki i zatrzasnął drzwiczki za sobą Gdy samochód ruszył chłopiec in stynktownie pobiegł kilka kroków za tyl-nym błotnikiem a potem cofnął się na chodnik Był bliski płaczu Usiadł na ka-miennej mostowej ławce i schował twarz w gazecie Potem nadszedł parny lipcowy dzień naelektryzowany niewyladowaną od wie-lu godzin burzą Nagle zrywy wiatru wy-dmuchiwały kurz z oślepiająco białych bruków i roziskrzonych szyn tramwajo-wych W aparatach radiowych trzaskało od samego rana ulice opustoszały jak podczas alarmu lotniczego Kto mógł uciekał za miasto Miody Grzegorczyk wybrał się do la-su Lasy otaczały miasto pierścieniem O nie były to zwykle podmiejskie wy-deptane wyskubane lasy sponiewierane przez niedzielnych wycieczkowiczów Za-raz za rogatkami jak patrole przydroż-ne podchodziły pod domy brzozy w bia-łych drelichach dalej — zaczynało się regularne obchodzenie tysięcy sosen a kto chciał się przedzierać dalej na tego czekała prawdziwa puszcza z rezerwatem sędziwych dębów cisów 1 modrzewi Jaskółki cięły gęste powietrze na u- - Feliksiak był wściekły Prowokacyj-ne zachowanie się kolegów doprowadziło go do ostatecznej pasji O ile wcześniej sam wahał się czy po raz trzeci udawać się do prezesa o tyle leraz zawziął się i postanowił za wszelką cenę dostać się z powrotem do fabryki Mało lego powi-nien otrzymać stanowisko brygadzisty żeby tym draniom pokazać co to on mo-że Wtedy będą się śmieli cholery jak ich weźmie za pysk Alboź to jest złym ślusarzem? Wychodząc kupił jeszcze butelkę czy-stej 1 poszedł do domu Skręcił właśnie w żelazną gdy natknął się na inżyniera Karliczka Bjl usposobiony tak wojowni-czo że niemal go potrącił i niedbale do-tykając palcami do daszka bąknął "Sza-nowanie" — Cóż sie tak zataczacie Feliksiak urżnęliście się? — zapytał Karliczek — Dlaczego nie Bezrobotny jestem Wolno mi — Jak to bezrobotny? Znowu was wyleli? — Karliczek uczuł przypływ sym-patii do Feliksiaka Znal go dobrze gdyż jego częste awantury bjły dość popular-ne w fabryce a o szczególnej protekcji którą ten ślusarz cieszył się u zwierz-chników różne chodziły wersje — Wyleli ale przyjmą mnie jak tu przed panem stoję Nie taki ja jestem żebym każdemu dal sobą przewodzić Mogę i sam wpaść ale i wielki pan Dalcz pójdzie do kryminału Karliczek spojrzał nań uważnie i od-ciągnął pod ścianę: — Paweł Dalcz? — zapytał — Nie ten laluś Krzysztof Wyzbor-Dalc- z Dwa nazwiska ma to myśli ze nie wiem co a ja mu jeszcze pokaże! Podniósł pieść i pogroził nią sobie przed nosem Karliczek spojrzał na ze-garek: — Wiecie co Feliksiak że ja z wami chętnie bym o tym pogadał Tylko teraz czasu nie mam Macie tu mój bilet wizy-towy i wpadnijcie do mnie choćby jutro — Rano? Mnie do fabryki nie wpu-szczą — Możecie przyjść rano do mnie do domu — To pan inżynier ma urlop? — Nie Jesteśmy kolegami ja też nie pracuję — Fiuuu — gwizdnął przez zęby Fe-liks! ak — Więc przyjdziecie? — Przyjdę Zaczął padać śnieg i Feliksiak wstą-pił po drodze jeszcze do jednego baru Chriał spotkać kogoś znajomego by po-dzielić się 1 nim swoimi zmartwieniami lecz jak na złość nie było nikogo Wyoł przy ladzie kilka szklaneczek Gdy dc brnął do domu był już całkiem pijany i w ubTanw położył się spać Z_ rana obudził się z ciężkim Wlem~głowy I z męczącym przeświadczeniem że ma coś kos Zaraz lunie! Z niedużych polanek i płytkich kotlinek buchał oleisty lip-cowy żar-- Szedł przez pas stężałego gorą-ca i zapachu póki nie zaczęła go sma-gać po gołych kolanach paproć — znak ze od jeziora niedaleko Umyślnie wy-siadł o jedne stacyjkę wcześniej by do-trzeć do mniej uczęszczanego brzegu — bez piaszczystej plaży i kabin kąpielo-wych ale i bez hałaśliwej ludzkiej sza-rańczy Zbliżał się ku upragnionej chłodzą-cej wodzie — miedzy pniami juz prze-świetlało migotliwe srebro — gdy w za-krzewionej nadbrzeżnej kotlince posły-szał znajomy śmiech Zaciekawiony przedarł się przez ge-- swinę położył się na suchym igliwiu i o-- 1 stroznie rozchylił rude wysuszone ga-łązki To co zobaczył napełniło go prze-rażeniem W odległości kilku kroków pośród mchu trawy i paproci jak w gniazdku leżało dwoje ludzi w strojach kąpielo-wych: Heinemann i Diana Voss! Na tle zieleni przede wszystkim rzu-cał się w oczy mleczno biały brzuch gru-basa — trzy wałki spoconej słoniny Wy-nurzał się z trawy jak wysepka z wody Unosił się i opadał — widać było ze Heinemann z trudem znosi parne popo-łudnie Masywne cielsko sublokatora o-blek- aly majtki kąpielowe w prażki W obawie przed spaleniem skóry przykleil sobie liść na nosie Leżał stopami w stro-nę przyczajonego młodzieńca Zdeformo-wany brudno żółty jakby jodyną wy-smarowany kciuk u nogi miał daleko od-sunięty od reszty palców Aktorka musiała przed chwilą wyjść z wody Mokry parujący w słońcu ko-stium szczelnie przylegał do jej ciała opinał piersi i biodra Czerwone kokar-dki przy ramiączkach wyglądały z dale-ka jak dwie róże Kropelki wody spły-wały po zgrabnych nieco za muskular-nych udach Zdjęła cumowy czepek z głowy rozsypała włosy Chłopak wstrzymał oddech Bal się że glosne bicie serca zdradzi jego obec-ność Diana Voss wyglądała dzisiaj mło-dziej niż wtedy w mieszkaniu Była opa-lona Miała dziewczęcą sportową syl-wetkę — Hipopotam nie śpij — śmiała się dźwięcznym sopranem — Gorąco — sieknął Heinemann — Będzie lalo Przeciągnął się a' walki sadła drgnę-ły mu na brzuchu sosnowe igiełki wbi-ły mu się w biały tłuszcz Podniósł się na łokciach i sennym przymrużonym o-ki- em spoglądał na leżącą — Hipopotam — powtórzyła ciszej Odgonił muchę znad spoconego czoła — Parno — sapnął — Burza idzie Tłusta łapa spoczęia na kobiecym ra-mieniu ścierał nią kropelki wody z ra-mion szyi i nóg Gładzi! mokrą opalo-ną skórę do załatwienia czego sobie nie może przypomnieć Ojciec leżał na łóżku i postękiwał jak zwykle siorstra już poszła do sklepu gdzie była ekspedientką W izbie było zimno i nie mógł znaleźć ani jednej za-pałki żeby rozgrzać herbatę Dopiero gdy zrezygnowany położył się z powro-tem uprzytomnił sobie że o jedenastej rano miał zameldować się do naczelnego Zerwał się prędko opłukał twarz nad zlewem przyczesał włosy i wyszedł nic odzjwając się do ojca ani jednym sło-wem Od czasu gdy ojciec po swoim niesz-częśliwym wypadku w fabryce uparł się by nie kapitalizować renly nie rozma-wiali ze sobą Wolał tak gnić w łóżku i zmuszać dzieci do pracy u cudzych kie-dy renta dałaby prawie dziesięć tysięcy złotych a to wystarczyłoby na założenie sklepiku spożywczego Przed gmachem Zarządu Feliksiak spojrzał na zegarek Było już po dwuna-stej t — I tak musi mnie przyjąć — pomy-ślał z zawziętością — nie będę się pa-tyczkować — Nie robiono mu jednak żadnjch trudności Po dwudziestu minutach ocze-kiwania wpuszczono go do gabinetu na czelnego dyrektora Feliksiak wszedł i [stanął przy drzwiach Przed Pawłem Dalczem odczuwał nie tylko estymę należną naczelnemu dy-rektorowi lecz i rodzaj jakby osobistego szacunku Imponował mu Feliksiak wie-dział że z tym człowiekiem nic ma żar-tów lecz wiedział również że jego atuty będą tu ocenione Paweł Dalcz podniósł głowę i obrzu-cił go spokojnym spojrzeniem: — Chcieliście widzieć się 7e mną — zapytał — o co wam chodzi? — Wydalono mnie z pracy panic dyrektorze J — Czy uważacie że postąpiono z wa-mi niesprawiedliwie? e % — To nie panie dyrektorze — Zatem? Feliksiak przestąpił z nogi na nogę: — Miałem obiecane od pana prezesa że póki tylko zechcę będę miał pracę w fabryce zresztą co ja będę mówił pan dyrektor sam wie- - Nie naprzykrzałbjm się bo też swój honor mam ale z głodu zdychać nie będ- ę- — O ile wiem — powiedział dyrek-tor — jest to ńiż trzeci wypadek żeście zmusili administrację do wydalenia was A dkczego cbk-can- o wam stałą pracę w naszej firmie? — Niby to pan dyrektor nie wie Paweł spojrzał nań spod oka i po-wiedział obojętnym tenem: — Nie pytam was czy ja wiem czy jije więiri Jeżeli chcecie ze mną mówić ~mus!ć!e~ odpowiedzieć na mojeylanid! Więc za co? MPTTMmm Starokrajowa Apteka Medwidskich "Sanilas Pharmacy" Wysyłka lekarstw do Polski 546 Queen Sł W Toronto (koło Bathurst) EM 3-37- 46 POZBĄDŹ SIE siwego włosu i bedzlesi mtodsiy o Utai bardio many irodek me-- Iw dycyny nada Twoemu wlo-towi kolor pierwotny I pltkny BEZ UŻYCIA FARB I UTLENIANIA DmlnJ prrjJIIJ Jinnńule-ni- e wraz z $250 ndn-s- : 91 p p na I liaaTWu ANCHOR DISTRIBUTORS PO Box 1083 Słałlon "C" Toronto Ont Obecnie do nnl)iia w "MIDTOWN DRUGS" 652 Ouetn St W Toronto Ont LANDIS PHARMACY 4t2 Oueen St West — Toronto Ont DYMOND DRUCS LTD 81 Dalhousle St — Brantford Ont 1114 Lunsky W A 1-3- 924 tar ST t-- ic STR Związek Polaków w to ipołeczntj pracy Pc--f pieraicia oo i wttepuci doń "" ' TORONTO DENTYŚCI TĄ?ć& Dr W SADAUSKAS "" LEKARZ DENTYSTA (drugi od RoDcesvaUti) Przyjmuje za uprzednim telefo-nicznym porozumieniem ' Telefon LE M250 12? Grenadier Rd DR V JINDRA DR- - MARA nm &f prjjJmuJu takłe wieczorami 1 w sobol) za uiTjcdnlm porozumieniom trlcfonlcinjni 310 Bloor St West W A 24844 Ipnj Spadliu) 9P DR T GRANOWSKI DENTYSTA CHIRURG Mówi po polsku 514 Dundai Sł W — Toronto Tel 8-90- 38 1 P OKULIŚCI OKULISTA S BROGOWSKI OD 420 Roncesvalles Avt (blisko Howard Park) Godrlny przyjęć od 10—6 30 orax ia porozumieniem Tel LE 1-42- 51 — CL 9-80- 21 P OKULISTKA J T SZYDŁOWSKA OD FBOA lladanle octa dobieranie izklet i do-pns- ou juanie "contact lenaci" — codziennie od 10—7 aoboty włącznie w Imijcli iforilnnch za uprzednim porozumieniem 1063 Bloor St Wet LE 2-87- 93 ró Havelock) H-- P St Oczy badamy okulary do wszystkich defek-tów wzroku na nerwowość na ból głowy Mówimy po polsku H WITKIN -- okulista 470 Badania oczu — okularów wypełniania racapt godziny 930—0 599 St W Toronto Tel LE 5-15- 21 (Blisko Palraerston obok Bloor Mcdlcal Center) Wlacioraml przyimuja po uprzadnlm umówlanlu ! ST gin B-- 4 Lach Clinic Stanitław J Lach DC Władysław J Laeh DC DOKTORZY CHIROPRAKTYKI prześwietlenia 124 Roncesvallei Ava — Toronto — LU 5-11- 11 W 5b Okulista College dostosowujemy HKI Dopasowywania Chiropracłic Luck Chiropractic Clinic BRACIA ŁUKOWSCY DOKTORZY CHIROPRAKTYK Zdrowie jest najwickszjm skarbom cłowicka Zaniedbanie zdrowia kosluje drogo Prześwie-tlenia Kentuenowskie "X-HAY- " llko za zgloszc- - mcm leieioniunjm 1848 BLOOR Sł W TORONTO ONT — TEL RO 9-22- 59 140 CHURCH ST CATHARINES Kanadila związek L telefonlcrnjm przyjęć Bloor TEL MU 43161 p-- i LANDIS PHARMACY EM 6-05- 84 — 462 Oueen Sł W Toronło — EM 8-21- 29 Vysłamy lekarstwa do 1'ol'ki oraz na cały świat Dostawa K7Vka i gwarantowana W-elki-e zamówienia za granice wolne od tła oraz pokrj warny koszta przesjłkl pocztowej Szybka i fachowa polska obsługa Wyjeżdżający do Kraju zaopatrujcie ie u nas w niezbędno artjkuły po cenach najniższych jrzyjmu jemy wszelkie zamówienia listownie telefonicznie lub oso bisc e Zaopatrujcie sic u nas także w artykuły pierwszej potrzeby niezbędne uo utrzmania nigieny i zurowia Ldit--j iwuij-- APTEKA GARDIAN'A Whłeieiel TADEUSZ GARDIAN Najstarsza polska apteka w Toronto Wskonujemy recepty ze wszystkich krajów Zamówienia wysłamy natychmiast Piszcie telefonujcie lub zgłaszajcie się osobiście-!- - Popierajcie polską aptekę WYSYŁAMY WSZELKIE LEKARSTWA DO POLSKI I INNYCH KRAJÓW EUROPY ORAZ DO USSR 297 Roncesvalles Ave Tel LE 6-30- 03 JJB aaa) ONT dom EM JO-- P J--P TERAZ JUŻ POSYŁAJCIE Świąteczne Paczki do Polski PACZKI I DARY PEKAO PRZEKAZY NENIEŻNE SPECJALNE PACZKI MIĘSNE " - LEKARSTWA - Polsko Kanadyjskie Biuro Informacyjna LEON GARCZYŃSKI ¥ 707 Oueen St W Toronto EM £4067-- 83-P-S- S --mi_i-vg isvą 1 '? Jr-łST- ' ł ?!:? CJ -- =r 3 Ju ' i t W r 't A |
Tags
Comments
Post a Comment for 000381b
