000284b |
Previous | 7 of 8 | Next |
|
small (250x250 max)
medium (500x500 max)
Large
Extra Large
large ( > 500x500)
Full Resolution
|
This page
All
|
-r- -— "--- --- JjjjŁJS I NASTĘPNY ODCHODZI I SM &k aam ot m ♦tfB ™ M %1 -- Tak Si _ c7- - wszystko iest w porządku? _ Tak Skąd dzwonisz? cnJtprki nade zrozumiał: Ta- - flina — Położył słuchawkę zamyślił sio: !fc:- - Tnnina wiPC 7 kim rOTmawiałpm?!" i i ni-- nio vifd7ie iak dłnon eiai la "' —- - j- - —-- 0~ i FuKano uo mim uuAiitji się: va Sługo tu siedzę" Wyszedł z budki po- - riedzial: — przepraszam — i SKierował lic ku wyjściu "Z Kim rozmawiałem: v może lojea-ia-k Janina? Jestem tym wszystkim tak 'Ł przestraszony iw- - wyu!u_i£a_u!u-a- igra ze liną" Przeszedł kilka kroków i znowu przystanął: "Janina ma charakterystycz-ne rrfski elos to nie było złudzenie Jesz- - jtże tak źle ze mną nie jest żeby mnie 'tmysly myliły" Raptem zdał sobie spra wę że stoi na srodKu ulicy: "Zwanowa- - Km BZyuisu pi msmui na tiiuumn I Zaczął snuć aomysty: bezpieka? :karł? Niemożliwe Przede wszystkim nn- - jarali się o to by przytrzymać Wro- - £- - i innn vcnAlntlr AlW A mno Tininin sSmtrafilo jakieś nieszczęście? Wro- - la przypuszczał że będę się starał z nią kontaktować i podstawił kogoś innego iTo możliwe" Targnął nim niepokój o 'Janinę Ą W tym samym mniej więcej czasie Skiba odebrał taki telefon: — rowieaziai aosiownie: "m bteian Izekałem na ciebie nie rozumiem 'ppn nic nrzyszłaś Nastonnv ndehndzi "owudziesta druga dwadzieścia Dieć Be- - e czekał na ciebie" Potem spytał czy ilszstko w porządku i na tym koniec iftuslal się zorientować że rozmawia z faiewłaściwą osobą — Dobrze towarzyszko dziękuję tam — Zwrócił do Kowackicco — T?n- - lumiesz teraz gdzie się umówili? 'dworcu Każe snrawdzić skąd IpIp fon tl — Miałem rację — powiedział po kil-kunastu minutach — Po dziesiątej jest pociąg do Szczecina Za granicę chce na-łia- ć Teraz my na niego będziemy cze-kali Jeśli sio rfcim noszrzpśr-- i In w ip den worek wsadzimy dwa koty — lo znaczy? — Sołteckieco i Wrono z kolonami Na npttnn też sio orinntnin nn rln inrrn panów Obstawimy wszystkie przejścia niKi się oez naszej wiedzy nie przesli-fci- e Soltccki tymczasem doszedł do mn- - Pu i zatrzymał się: "Jeśli coś się przytra-Tfll- o Janinie to nie ma potrzeby na nią fczeltać Lepiej więc zostanę na dworcu jtcrona wróci o to mogę byc pewny A inajlepiej w ogóle już teraz przejść na prony" Oddał bilet znalazł się za grodzeniem: nawet bezpieczniej fj Perony: jedne puste drugie zatłoczo 'Łi " iii H To nie by sie dla- - sie Na hvł Tu jrffciiiT ipjh 'jua Stanisław Maria Saliński TROOS by Alliance jHSJMnrłiMarsr foyer szybko pustoszeje Zamykają ? boczne drzwi a tylko jeszcze przez' odkowe widać zciemniałe ruchliwo 4r?t"e widowni Orkiestra zaczyna u- - dpturę i echo marszowych bębnów hu- - ") przelewa się między kolumnami 2lC — tjlko te bębny warczące i niskie 'lc~"l}lko ten krotki złowieszczy rytm W uderzenia krwi do skroni przeszyw-ają cale ciało piękacvm bólem Nic — 'AO TO Serce ktnrp nnolp nrknpln cip 7 taatego spokoju i zaczęło swoje nic- - otornne miotanie się jak na cienkiej ittzej nici nad przepaścią Słyszy jak -- i v mgję przeoijają się giosy J 7- - Do soboty więc — mówi Ingvar sfta?es°pbrozytyjempnanieie gWooścwićrsk Bardzo nam 3 Jszcze glosy pani Roos Fryderyka riKa Ręka Bertka ciepła mocna zna li"'' --Miai taną szeroka dłoń (" kiedy £ °m tw°ją rękę Ewuniu w swojej i f0"11 czesto — to tak jakbym trzy-- ?' małego ptaka i czuł jak mu bije ser- - -T-- ŁRil ' i m i- -r i -- - j uuwi po poisKu: Dowidzenia Żałuję ale na nas już 1Coraz Ełośniej i wyżej płynie z otwar-drz- i na widownie murzyńskie dzi-jjs7raraJa- -ce dudnienie bębnów — 05jjy yj zwejęzców pate-- {iJlr ak sztormowy wiatr ł- - J-ho3- zniy Ewo — mówi Ingvar jj kilka kroków Nie powstrzyma-jL:- ?' £by nie obejrzeć sie jeszcze rFWOĆEzili trtaćnia nn nrAff cali --x Ke£L1sni 1- - :_ - jr arc i4"ie muzyju w duszny 1 1 drzwi już zasuwały sie "po za nimi Ostatnie co widziała: ni-- -- ~l jttlnstn-a-- n mtl -- - t iiuunic yjn- i„u„c-l--- w o-- "" sr itM - ¥v '" z---' --' Ł "5 {? - i ' i f rV jłj '" f--- --VX€jl? %~?& H - ne pasażerami wyczekującymi nadejścia pociągów Przez megafon rozlegał się głos spikera nie "uDmobkrnząeł żTeu cwiepmranwo dziWe eteżdnsiąe śbwyiam- tła ale jest przynajmniej gdzie się scho-wać Na Janinę nie będę czekał Co' z nią zrobili? Szkoda jej ale może i lepiej ze pojadę sam w dwójkę trudno się pdrozberśzlieznmąći zprnzieąz bgyrłaon"icę Swoją droga Przechadzał się po peronach wysta- wał przy zajeżdżających i odjeżdżających pociągach Do poczekalni nie zaglądał: a nuż Wrona już swoich ludzi nasłał? W miarę zbliżania się godziny odjaz- du pociągu szczecińskiego przejmował go coraz większy niepokój "żeby sie tylko wszystko udało!" Wreszcie podstawiono pociąg No ale godzinę trzeba było jeszcze poczekać Nie usiądzie przecież --w przedziale Zaczeka sobie aż pociąg ruszy Soltecki oglądał się na boki pilnie przypatrywał się twa-rzom wyłaniającym się z ciemności Na-raz Jpokój Pięć minut przed odjazdem przeszedł na właściwy peron Stanął w cieniu pod murem na wprost przedostatniego wa-gonu: do niego skoczy Wrona zostawił Oblonga i Prychurę przy przejściach na peron sam zaś ob-chodził wagony i zaglądał przez okna do przedziałów: nie ma go Dopiero w chwi-li gdy pociąg powoli zaczął się przesuwać wzdłuż peronu zobaczył Solteckiego Przebiegł szybko przestrzeń między mu-rem a pociągiem i skoczył na stopień Wrona uczepił się uchwytu i wywindo-wał się do środka: teraz mu już nie ucieknie! Skiba obstawił cały dworzec pracow- nikami Bezpieczeństwa Gdy pociąg wy-jeżdżał z peronu Prychura i Oblong byli juz aresztowani Z Solteckim i Wroną po-stanowił sam się rozprawić Wronę do-strzegł już przedtem pomyślał: "Jeśli wsiądzie do pociągu lo znaczy ze jest w nim również Soltccki Zaczekam co zrobi" Minął go obojętnie i stanął kilkanaś-cie kroków dalej Równocześnie z Wroną wskoczył do wagonu Pociąg jechał powoli po kilku minu-tach zatrzymał się: Dworzec Zachodni Soltccki wyjrzał przez okno wsiadło kil-kudziesięciu pasażerów Za oknami przelatywały światełka podmiejskich osiedli Wiatrznosił iskry z lokomotywy i rzucał nimi o ziemię Da-leko na horyzoncie majaczyły drzewa Koła podzwaniały monotonnie na złącze-niach szyn Zaczął padać drobny deszcz Soltccki usiadł w kącie przedziału: więc jednak go zauważyli Co zrobi Wro-na? Naprzeciwko siedziało dwóch męż-czyzn Soltecki spytał: AijiAmAui _ p_ ~i_ EODMEJ Copyright Polish Press mt-jj-j- j- 44 wiecko-jasn- y ona — z włosami rozmi-gotanymi w świetle reflektorów jak ru-dy płomień na wietrze Znikają i muzy-ka gaśnic i zamiera Tjlko te bębny — głuche dzikie desperackie — Bardzo przystojna jest ta panna Gint — mówi Ingyar obok — Niepraw-daż Ewo? — Klasyczny typ sztokholm-ski Czy zauważyłaś jakie piękne ma włosy? — A suknia Ewo — mówi z dru-giej strony pani Roos — z wistry a jaka szykowna! — Widzisz jak można pomy-słowo wystroić się za kilkanaście koron A ten pan ten pan Jak jego nazwisko Ingyarze? — Pan Wowrsk — Aha pan Wowrsk Czarujący Prawdziwie męski typ Czy weźmiemy tavi Frvdcrku? Niepokoje sie o twoje gardło bo Jest zupełnie chłodno a ty jesteś zgrzany " Odjazd Ulica Vasagatan Bardzo da-leko ledwie dosłyszalnie brzmi muzyka rrltictrv "Scali"' iak brzęczenie chóru owadów" Yasagatan płynie szeroko ro zlana powodzią o?ni Ogromnieje 1 rozja-r7- 3 śip w oczach iak burzliwa powódź miasto światłości Znała przepych i czar Sztokholmu najpiękniejszego miasta na świecie lecz zawsze gdy była w nocy tu u 7hiee'u Yasasatan i Kungsgatan otwie rała szeroko olśnione na nowo oczy„ Już tyle razy a jednaK 1 teraz ten sam wstrząs i olśnienie że oto znajduje się na dnie fantastycznego podmorskie-go' świata w zalewie płomieni miasta księżycowego miasta-muzyki- ™ 1 onioi ipdnak wziąć taxi — syczy pan Roos otulając szczelniej gardło sza- - likiem Skinienie ręki Ingyara i ciemna! "ZWIĄZKOWIEC" SIERPIEŃ (August) Środa 25 — 1959 ' — Czy panowie pozwolą zgasić świa-tło? Nic nie odpowiedzieli Soltecki pod-niósł się na palcach i przekręcił wyłącz-nik: "Szkoda — pomyślał — że od stro-ny korytarza nie ma 'zasłony" Starał się tara ie patrzeć na korytarzu było pu-sto czasem ktoś przeszedł do toalety Za drzwiami stanął konduktor z la-tarką na piersiach: kontrola biletów Za-palił światło Wychodząc po kilku minu-tach zgasił je i życzył wszystkim dobrej nocy Soltecki przymknął oczy: zdrzem-nie się co ma' wisieć — nie utonie Nie mógł zasnąć Zdawało mu się że gdy otworzy oczy zobaczy Wronę stojącego na końcu korytarza Przypomniał sobie moment kiedy kątem oka dostrzegł go na stopniu wagonu Po pół godzinie wstał i wyszedł do toalety Kiedy wracał Wrona stał na końcu korytarza Skiba popatrzył na zegarek: Do na-stępnej stacji jest przeszło godzina jaz-dy zdąży przejść przez cały pociąg — Zaczął od pierwszego wagonu wtykał głowę do środka i przyglądał się pasaże-rom Podnosili ku niemu swe obce za-sypiające już twarze Przechodził dalej Myślał: Na Zachodnim Dworcu nie wyszedł gdzieś tu musi być trzeba go odnaleźć — W niektórych przedziałach nie zapalono światła "twarze rysowały się niewyraźnie czasem ktoś burknął ze zniecierpliwieniem — Co tam? Skiba przepraszał i przesuwał się do następnego przedziału Soltecki spostrzegłszy Wronę jakby przez chwilę stracił orientację Nie wie-rzył własnym oczom: oto spotyka się z nim oko w oko właśnie wtedy kiedy o nim najmniej myślał Obaj" kłuli "się wzrokiem Wrona uśmiechał się lekko ręce trzymał w kieszeni Na pewno ma tam rewolwer — przem-knęło przez głowę Sołteckiemu Cofnął się tyłem w głąb korytarza lewą ręką namacal hak przytrzymujący drzwi U-nió- sł go do góry puścił: zwolnione z uchwytu drzwi zakolysały się jak wahad-ło za każdym razem z płaskim mlaśnię-ciem wyduszając powietrze W szybie drgała zniekształcona twarz Wrony Sol-tccki obrócił się teraz i przeszedł przez harmonijkę płócienną łączącą wagony Na moment uderzył w niego prąd po- wietrza rwący przez szparę na nozdrzach osiadł zapach smoły pod nogami głośniej zadudniły koła Nacisnął drzwi — puś-ciły Znalazł się w pustym korytarzu znowu ogarnęło go ciepło przytulność wagon kołysał się' jak rozbujany statek W wagonie siedziało mało ludzi niektó-rzy poukładali się na ławkach i spali Soltecki nic miał nawet mglistego po-jęcia dokąd chce uciekać To ostatni wagon dalej jest tylko noc Oglądał się za siebie: A może się pomylił To mógł być kto inny podobny do Wrony: "Nonsens nie okłamuj się człowieku to był Wrona" Nagle posłyszał za sobą szczęk otwiera-nych drzwi spojrzał: Wrona Przebiegł szybko do końca korytarza znowu drzwi zatrzasnął je i uprzytomnił 'sobie że tu się kończy pociąg Poczuł ciepło przeni-kające mu skórę tysiące drobnych igie-łek cięło go w plecy Co teraz?! Przez szybę widział zbliżającego się powoli Wronę Pozostało mu tyko jedno wyj-ście Otworzył drzwi do wagonu i przytrzy-mując się ręką uchwytu namacal noga-mi stopień Wyciągnął rękę: tu powinny —4± - # r-- r limuzyna przysuwa się bezszelestnie do krawężnika chodnika-Duszn- e przytulne wnętrzne nasycone zapachem perfum Czarodziejski świat przepływa bezszele-stnie za szybami jak lodowa wstęga mi-goce asfalt pulsują światła neonów re-flektorów witryn Zapalają się i gasną lampy sygnałowe Po frontonach domów spływają świetliste łuny łączą się w li-tery słowa w dziwowisko rozbiegają się gasną i zapalają się znów Minęli Kungsgatan i kolumny "Wież Królew-skich" za którymi płomieniach wodo-trysków tańczy Orfeusz wśród nimf i ko-los "Nordisk" płonący tysiącami okien Zaczyna się tajemnicza i wielka Sven-we- g zapach drzew zapach trawników ostry i gorzki zapach cudzoziemskiej ziemi — Cudowny wieczór! — mówi pani Roos w półmroku limuzyny ale jednak chłodno Fryderyku zasłon szybę Pan Roos przekręca dźwignie szyby i staje się jeszcze cis7ej Opony dotykają bezszelestnych asfaltów ledwie wyczu walnie wibruje motor ognista rzeka bez-szmem- ie przepływa jak śnie obok Jest cicho duszno i tajemniczo na sa-mym dnie zagadkowego podmorskiego świata Kolorowe cienie i blaski ślizgają się po twarzach Ewa rozpoznaje twarz Ingyara pana Roos Wiktorii Oto już narożnik Odengatan i wielkie lustrzane szyby znajomej kwiaciarni — "Tak — myśli Ewa i przyciska rękę piersi aby uciszyć kurczowe miotanie się serca — Tak! Więc około północy będą wracali razem prawdopo-dobnie tą właśnie drogą ze "Scali" na Tulegatan do siebie I pewnie zatrzyma-ją się przed kwiaciarnią Nie sposób oprzeć się i nie zatrzymać się przed tym czarodziejskim ogrodem błękitnych róż A potem przez Odengatan" — O patrz — mówi Ingyar — w "Oskarii" jest nowa wystawa obuwia — Żebym nie zapomniał: musisz mi jutro kupić Ewo ranne pantofle bo tamte już się zdeptały — Dobrze — mówi "Ewa — A ja-kie wolisz? — Byle nie filcowe Jakieś lżeisze na lato teraz modne ze słomki bard2o lekkie i wygodne- - — Dobrze Jutro rano jak wyjdzie być jakieś drążki Są! Złapał się ich Owionął go prąd zimnego powietrza w twarz uderzyły krople deszczu pod no-gami umykały tory Wdrapał się na dach Przed sobą widział wijący się czarny wąż wagonów iskry wysypujące się z komina lokomotywy a po bokach czarne płaszczyzny pól Odpocząwszy przez parę sekund zaczął pełzać na-przód Powierzchnia dachu ślizgała mu się pod rękami Pełzał środkiem przy-trzymując się okrągłych wylotów wenty-lacyjnych Jeszcze mu zostały dwa me-try potem opuści się na dół na mostek pomiędzy wagonami Obejrzał się: nad krawędzią wagonu wystawała głowa Wrony Nie zważając na sadze sypiące mu się do oczu czołgał się Salej Teraz odczuwał tylko jedno: slrach Wreszcie dotarł do końca dachu 0-krę- cił się na brzuchu i zobaczył czołga-jącego się ku niemu Wronę Spuścił nogi na dół ale nie natrafił na żadne oparcie Oczy rozszerzyły mu się z przerażenia Wrona podchodził coraz bliżej Półtora metra przed nim zatrzymał się przesu-nął rękę do tyłu: Sięga po rewolwer — pomyślał Soltecki Nagłym zrywem pod-ciągnął się na łokciach i rzucił do przo-du Wyciągniętymi rękami złapał go za głowę tamten wyjął rewolwer Soltecki podbił mu rękę Wrona nic wypuścił re-wolweru Zwarli się z sobą Wrona czuł że opuszczają siły Rewolwer wyśliznął mu się z mokrych palców przechylił na bok by go pochwy-cić w tej samej chwili otrzymał mocne pchnięcie w ramię i łagodnie nie natra-fiając na żaden punkt zaczepienia zesu-nął się z dachu Soltecki nie słyszał jego przeraźliwe-go krzyku leżał ciężko sapiąc z wysiłku Do świadomości docierała powoli myśl: Jest wolny Nie grozi mu już żadne nie-bezpieczeństwo Zaczął się centymetr centymetrze cofać w kierunku' harmonij-ki Skiba doszedł na koniec do ostatnie-go wagonu Ależ tu przeciąg widocznie ktoś zostawił okno w korytarzu otwarte Zajrzał przedziału: nic Może w toa-lecie? — Wtedy zobaczył otwarte drzwi: Czego to człowiek nic robi żeby tylko uniknąć śmierci? — pomyślał wspinając się na dach: "Psiakość nie przypuszcza-łem że dzień skończę na dachu pędi-ceg- o do Szczecina pociągu Ależ tu wic je jeśli ja tego nie odchoruję to będzie cud Gdzież on jest? Aha tam A gdzie drugi? Spóźniłem się drugi zapewne już pod kolami Ciekawym który?" Soltecki zobaczył przed sobą kie-dy Skiba był już bardzo blisko W panicz-nym odruchu odepchnął się od wylotu wentylacyjnego spychał się rękami tylu wreszcie poczut ze nogi zawisły w powietrzu: żeby tylko o coś zaczepić Deszcze wzmagał się ściekał mu struga-mi po twarzy Czuł że palce ześlizgują się traci opaicie Wtem udcr7yło go coś w polic7ck Nie miał czasu myśleć coś mignęło mu przed oczami: palce za-cisnęły się wokoło jakiegoś sznura Pa-sek Złapał się go zobaczył zbliżającą się ku niemu twaiz Skiby Jezus! teraz juz wszystkim — po-myślał Nagle posłyszał: — Trzymaj się mocno bracie ja cie-bie chcę żywego — Pociąg zwalniał Do-jeżdżali do stacji KONIEC ~r 9?' f w w we do tą Sa go po do go do mu po my po zakupy przypomnij mi Wiktorio o pantoflach dla lngvara "albo nie — myśli dalej — Nic pójdą pieszo Napcwno będą się śpie-szyć na Tulegatan i wezmą taxi Za kilka minut są już u siebie w "Pcnsion Lindh" Prawdopodobnie jeszcze jakaś kawa albo herbata (" czy napije się pan teraz herbaty panie Bertku czy zanieść do pokoju na noc'" — "Do pokoju jeśli pani tak ła-skawa panno Ewuniu" — Gorzka czy slod7ona?" — "Gorzka panno Ewuniu — A jak mówi mówi panna Gint? Pew-nie — "Wollen Sic fce jctzt trinken mein lieber?" — A bransolety na prze-gubach jej dłoni 7adzwonią cicho i melo-dyjnie jak muzyka elfów Ona ma brzyd-kie usta zanadto duże "Ja lubię twoje usta Ewuniu — mówił Bcrtek — gdyż są takie małe Takie bardzo małe i bar-dzo smaczne") Bezludny zgaszony Jarsplan Jaszcze kilkadziesiąt metrów zakręt i oto Jarls-gata- n bukszpany i ogród mglisty i sen-ny W salonie świecą się przymglone storami okna Birgitta na tarasie jak zjawa czeka na powrót państwa — Dobry wieczór Birgitto — mówi Ewa wchodząc pierwsza na taras — Czy kolacja przygotowana? — Tak jest Zaraz podaję — A panna Tina? U siebie? — Tak Już śpi Boli ją głowa Ewa idzie przebrać się do sypialni Znaiomy chłód i zapach muzealnych po-kojów znajoma cisza zatopionego w bez-ruchu świata Z salonu słychać rozmowę Ingyara 1 Wiktorii i echo ich głosów sze-leści sucho po kątach No tak! Wszystko w porządku: znajomy cichy martwy świat znajome stojące nieporuszone sprzęty: znajomy zapach i chłód Cichy stuk obcasików Birgitty krzątającej się dookoła stołu w jadalni Uderza dzwon Engelbrekts — pierw-szy — drugi — trzeci Metaliczny zna-jomy glos odmierza jeszcze jedną godzi-nę bliżej do śmierci Ewa liczy w skupie-niu: dziesięć Dziesiąta? A więc to za-ledwie kwadrans temu: panna Gint — pani Larsen "bardzo mi milo" i te bę-bny warczące i dzikie Teraz na scenie zaledwie druga odsłona rewii t2niec po-sagów' A ten straussowski walc będzie dopiero za godzinę OKULIŚCI OKULISTKI Br Bukowtka-Beina- r O D Wiktoria Bukowska OD prtradx4 nowocicsny gabinet okuHtjciny rny 274 Ronceivalles Avenut obok Ccoffrcy St Tel LE 2-54- 93 Godilny pnJcć: rodrlcnnle od 10 rno do 8 wlcctór W soboty od 10 rano do 4 po pol 1 S ADWOKACI i NOTARIUSZE E H ŁUCK BA LLB (ŁUKOWSKI) I R H SMELA BA LLB POLSCY ADWOKACI Wspólnicy firmy adwokackiej Blancy Pasternak Łuck t Smalą 57 BLOOR ST W rófi Day WA A ł755 projnmja wtrcioraml ta tclcfonlcr-n- m porozumieniem 1 S STEFAN MALICKI ADWOKAT OBROŃCA I NOTARIUSZ Tel AT 90301 Wieczorami 1 w sobotę MU 1-4- 361 54 78 G HEIFETZ LU ADWOKAT S HEIFETZ NOTARIUSZ 33 Wellington St W Toronto Oni EM 6451 wlacioraml WA 3-44- 9! I S JAN L Z GÓRA ADWOKAT — OBROŃCA NOTARIUSZ Tel Biura: LE 3-12- 11 Micszk: AT 9-84- 65 1437 Queen St W — Toronlo 1 s GEORGE BEN BA ADWOKAT I NOTARIUSZ Jlowl po polsku 1147 Dundas St W Toronto Tel LE 4-84- 31 I LE 4-84- 32 1 S Miss RUTH CANTON BA CPA ADWOKAT — OBROŃCA NOTARIUSZ 1337 Dundat St W Toronto LE 7-11- 33 14 W CM BIELSKI babcl ADWOKAT I NOTARIUSZ rriyjcilc Kicllrmilr Sulle 404 lloarcl of 'Iriulc Uhlu 11 Adelaido St West fpry YniiKC M ) Toronto — EM 2-12- 51 Wieczorami za upizcdnim Iclefonicznj 111 poi ouinienlrm 2 w KRAJU BEZPŁATNA TELEFONUJCIE STR 7 DLA ZABEZPIECZENIA WASZYCH OCZU ZEISS Punktel szklą do okularów już do w Kanadzie Pytajcie o nie u Waszego specjalisty do oczu Z DENTYŚCI Dr Władysława SADAUSKAS LEKARZ DENTYSTA (dnir1 dom od noncesalIe) za tclefo-- i nicznin porozumieniem Telefon LE 1-4- 250 129 Grenadier Rd S Dr M LUCYK DENTYSTA 2092 Dundat St Toronto Tel RO 9-46- 82 1 W Dr E WACHNA 10—12 1 2—8 Balhunt St 4 2 w Dr S D BRIGEL DENTYSTA CHIRURG — STOMATOLOG cliorftb amy utln l'hj sU lims1 & SuiKpnns' llulldlns KiuuelniU No 270 86 Bloor St W — Toronlo Tolofort WA 2-00- 56 1 W KMMKiJwsajBuvpHWVLiBjn9rtHrM(TA ajKMrf 1 ~f} ? u t y ą 1 kTow Tiij ak4 ! ntaaH U 'UATrniuv 1 Godziny: LEKARZ U!nKMWVRIUA: LEKARSTWA HT$j!y lyih o{jlitia OD TYCH NASZYCH RÓW KTÓRYM WYGASA JAK JEJ CELU PRZERWY WYSYŁCE PISMA POLSKI PROGRAM RADIOWY Staca Fala 9—10 rano CKTB 620 29 Humborcreił Blvd 9-91- 75 (wlecz) lub 1-2- 471 EM 6515 1 tum eo erf W _-aWb- MlaaM JaKBKMaW: 1 JU11I1 łHnIEte Poplortlclo ip w "Związkowcu" ADMINISTRACJI P T PRUNUMGRA10 PRZEDPŁATA O NAJSZYBSZE ODNOWIENIE W UNIKNIĘCIA W "SYRENA" RO "Związkowiec" LE Jan Alexandrowłcz — Nolary Public POLSKIE BIURO INFORMACYJNE Pomoc w sprawach ro'l7irmyiłi spadkowych i majątkowych w Polsce — Kontrakty I innr dokumenty Imigracja Income Tai 'lliimac7enia Toronlo Ont 618-- A Ouocn St Woit Tol EM 8-54- 41 iz w DOMINION TRAVEL OFFICE 55 Wellington Wost — Toronto — Tel EM 6-64- 51 S HEIFETZ NOTARY PUBLIC Załatwiamy sprawnie i solidnie: Sprowadz-ani-c krewnych 7 Pohkl na stale IiiIj wi7tc — Wizy do Polski w 10 — Wyjard do USA na stałe lub wi7)le — Sprawy majątkowe w kraju akty pełnomocnictwa małżeństwa precz 7as(epcc i i sprawy Gwarantowaną pr7cslke pieniędzy i paczek do Polski i Ukrainy Tłumaczenia notarialne wiiclklch dokumentów Bezpłatna listownie osobiicie telefonicznie NAPOJi: NAJIIAIWZIM ZBUŻOSH DO TYCH KTÓRE TAK WAM SM A-KOW-ALY W R0U7AUUYM Sprclalltla Móriy Cola - Gingcr Ale - Orange - Crcam Soda DOSTAWA na bankiety i inne okazje W TORONTO nabycia Przyjmuje uprzednim W DENTYSTA 386 a PROSIMY „Nlcclihla dni darowizny informacja i WAInut h 1-2- 151 w dnie powszednie do godz 7 wiecz Nie dostarczamy towaru do prywatnych domów MW z-- w 67 S 8®T?M' '4 Mit 'i t3'h4'Al?1 4' i v m% '- - 114 WK r 1 "! ł Mi ' ii & 9 fr 1 a i:i 1 ii SG1 ih N #!?' 11 !
Object Description
Rating | |
Title | Zwilazkowiec Alliancer, August 26, 1959 |
Language | pl |
Subject | Poland -- Newspapers; Newspapers -- Poland; Polish Canadians Newspapers |
Date | 1959-08-26 |
Type | application/pdf |
Format | text |
Identifier | ZwilaD2000335 |
Description
Title | 000284b |
OCR text | -r- -— "--- --- JjjjŁJS I NASTĘPNY ODCHODZI I SM &k aam ot m ♦tfB ™ M %1 -- Tak Si _ c7- - wszystko iest w porządku? _ Tak Skąd dzwonisz? cnJtprki nade zrozumiał: Ta- - flina — Położył słuchawkę zamyślił sio: !fc:- - Tnnina wiPC 7 kim rOTmawiałpm?!" i i ni-- nio vifd7ie iak dłnon eiai la "' —- - j- - —-- 0~ i FuKano uo mim uuAiitji się: va Sługo tu siedzę" Wyszedł z budki po- - riedzial: — przepraszam — i SKierował lic ku wyjściu "Z Kim rozmawiałem: v może lojea-ia-k Janina? Jestem tym wszystkim tak 'Ł przestraszony iw- - wyu!u_i£a_u!u-a- igra ze liną" Przeszedł kilka kroków i znowu przystanął: "Janina ma charakterystycz-ne rrfski elos to nie było złudzenie Jesz- - jtże tak źle ze mną nie jest żeby mnie 'tmysly myliły" Raptem zdał sobie spra wę że stoi na srodKu ulicy: "Zwanowa- - Km BZyuisu pi msmui na tiiuumn I Zaczął snuć aomysty: bezpieka? :karł? Niemożliwe Przede wszystkim nn- - jarali się o to by przytrzymać Wro- - £- - i innn vcnAlntlr AlW A mno Tininin sSmtrafilo jakieś nieszczęście? Wro- - la przypuszczał że będę się starał z nią kontaktować i podstawił kogoś innego iTo możliwe" Targnął nim niepokój o 'Janinę Ą W tym samym mniej więcej czasie Skiba odebrał taki telefon: — rowieaziai aosiownie: "m bteian Izekałem na ciebie nie rozumiem 'ppn nic nrzyszłaś Nastonnv ndehndzi "owudziesta druga dwadzieścia Dieć Be- - e czekał na ciebie" Potem spytał czy ilszstko w porządku i na tym koniec iftuslal się zorientować że rozmawia z faiewłaściwą osobą — Dobrze towarzyszko dziękuję tam — Zwrócił do Kowackicco — T?n- - lumiesz teraz gdzie się umówili? 'dworcu Każe snrawdzić skąd IpIp fon tl — Miałem rację — powiedział po kil-kunastu minutach — Po dziesiątej jest pociąg do Szczecina Za granicę chce na-łia- ć Teraz my na niego będziemy cze-kali Jeśli sio rfcim noszrzpśr-- i In w ip den worek wsadzimy dwa koty — lo znaczy? — Sołteckieco i Wrono z kolonami Na npttnn też sio orinntnin nn rln inrrn panów Obstawimy wszystkie przejścia niKi się oez naszej wiedzy nie przesli-fci- e Soltccki tymczasem doszedł do mn- - Pu i zatrzymał się: "Jeśli coś się przytra-Tfll- o Janinie to nie ma potrzeby na nią fczeltać Lepiej więc zostanę na dworcu jtcrona wróci o to mogę byc pewny A inajlepiej w ogóle już teraz przejść na prony" Oddał bilet znalazł się za grodzeniem: nawet bezpieczniej fj Perony: jedne puste drugie zatłoczo 'Łi " iii H To nie by sie dla- - sie Na hvł Tu jrffciiiT ipjh 'jua Stanisław Maria Saliński TROOS by Alliance jHSJMnrłiMarsr foyer szybko pustoszeje Zamykają ? boczne drzwi a tylko jeszcze przez' odkowe widać zciemniałe ruchliwo 4r?t"e widowni Orkiestra zaczyna u- - dpturę i echo marszowych bębnów hu- - ") przelewa się między kolumnami 2lC — tjlko te bębny warczące i niskie 'lc~"l}lko ten krotki złowieszczy rytm W uderzenia krwi do skroni przeszyw-ają cale ciało piękacvm bólem Nic — 'AO TO Serce ktnrp nnolp nrknpln cip 7 taatego spokoju i zaczęło swoje nic- - otornne miotanie się jak na cienkiej ittzej nici nad przepaścią Słyszy jak -- i v mgję przeoijają się giosy J 7- - Do soboty więc — mówi Ingvar sfta?es°pbrozytyjempnanieie gWooścwićrsk Bardzo nam 3 Jszcze glosy pani Roos Fryderyka riKa Ręka Bertka ciepła mocna zna li"'' --Miai taną szeroka dłoń (" kiedy £ °m tw°ją rękę Ewuniu w swojej i f0"11 czesto — to tak jakbym trzy-- ?' małego ptaka i czuł jak mu bije ser- - -T-- ŁRil ' i m i- -r i -- - j uuwi po poisKu: Dowidzenia Żałuję ale na nas już 1Coraz Ełośniej i wyżej płynie z otwar-drz- i na widownie murzyńskie dzi-jjs7raraJa- -ce dudnienie bębnów — 05jjy yj zwejęzców pate-- {iJlr ak sztormowy wiatr ł- - J-ho3- zniy Ewo — mówi Ingvar jj kilka kroków Nie powstrzyma-jL:- ?' £by nie obejrzeć sie jeszcze rFWOĆEzili trtaćnia nn nrAff cali --x Ke£L1sni 1- - :_ - jr arc i4"ie muzyju w duszny 1 1 drzwi już zasuwały sie "po za nimi Ostatnie co widziała: ni-- -- ~l jttlnstn-a-- n mtl -- - t iiuunic yjn- i„u„c-l--- w o-- "" sr itM - ¥v '" z---' --' Ł "5 {? - i ' i f rV jłj '" f--- --VX€jl? %~?& H - ne pasażerami wyczekującymi nadejścia pociągów Przez megafon rozlegał się głos spikera nie "uDmobkrnząeł żTeu cwiepmranwo dziWe eteżdnsiąe śbwyiam- tła ale jest przynajmniej gdzie się scho-wać Na Janinę nie będę czekał Co' z nią zrobili? Szkoda jej ale może i lepiej ze pojadę sam w dwójkę trudno się pdrozberśzlieznmąći zprnzieąz bgyrłaon"icę Swoją droga Przechadzał się po peronach wysta- wał przy zajeżdżających i odjeżdżających pociągach Do poczekalni nie zaglądał: a nuż Wrona już swoich ludzi nasłał? W miarę zbliżania się godziny odjaz- du pociągu szczecińskiego przejmował go coraz większy niepokój "żeby sie tylko wszystko udało!" Wreszcie podstawiono pociąg No ale godzinę trzeba było jeszcze poczekać Nie usiądzie przecież --w przedziale Zaczeka sobie aż pociąg ruszy Soltecki oglądał się na boki pilnie przypatrywał się twa-rzom wyłaniającym się z ciemności Na-raz Jpokój Pięć minut przed odjazdem przeszedł na właściwy peron Stanął w cieniu pod murem na wprost przedostatniego wa-gonu: do niego skoczy Wrona zostawił Oblonga i Prychurę przy przejściach na peron sam zaś ob-chodził wagony i zaglądał przez okna do przedziałów: nie ma go Dopiero w chwi-li gdy pociąg powoli zaczął się przesuwać wzdłuż peronu zobaczył Solteckiego Przebiegł szybko przestrzeń między mu-rem a pociągiem i skoczył na stopień Wrona uczepił się uchwytu i wywindo-wał się do środka: teraz mu już nie ucieknie! Skiba obstawił cały dworzec pracow- nikami Bezpieczeństwa Gdy pociąg wy-jeżdżał z peronu Prychura i Oblong byli juz aresztowani Z Solteckim i Wroną po-stanowił sam się rozprawić Wronę do-strzegł już przedtem pomyślał: "Jeśli wsiądzie do pociągu lo znaczy ze jest w nim również Soltccki Zaczekam co zrobi" Minął go obojętnie i stanął kilkanaś-cie kroków dalej Równocześnie z Wroną wskoczył do wagonu Pociąg jechał powoli po kilku minu-tach zatrzymał się: Dworzec Zachodni Soltccki wyjrzał przez okno wsiadło kil-kudziesięciu pasażerów Za oknami przelatywały światełka podmiejskich osiedli Wiatrznosił iskry z lokomotywy i rzucał nimi o ziemię Da-leko na horyzoncie majaczyły drzewa Koła podzwaniały monotonnie na złącze-niach szyn Zaczął padać drobny deszcz Soltccki usiadł w kącie przedziału: więc jednak go zauważyli Co zrobi Wro-na? Naprzeciwko siedziało dwóch męż-czyzn Soltecki spytał: AijiAmAui _ p_ ~i_ EODMEJ Copyright Polish Press mt-jj-j- j- 44 wiecko-jasn- y ona — z włosami rozmi-gotanymi w świetle reflektorów jak ru-dy płomień na wietrze Znikają i muzy-ka gaśnic i zamiera Tjlko te bębny — głuche dzikie desperackie — Bardzo przystojna jest ta panna Gint — mówi Ingyar obok — Niepraw-daż Ewo? — Klasyczny typ sztokholm-ski Czy zauważyłaś jakie piękne ma włosy? — A suknia Ewo — mówi z dru-giej strony pani Roos — z wistry a jaka szykowna! — Widzisz jak można pomy-słowo wystroić się za kilkanaście koron A ten pan ten pan Jak jego nazwisko Ingyarze? — Pan Wowrsk — Aha pan Wowrsk Czarujący Prawdziwie męski typ Czy weźmiemy tavi Frvdcrku? Niepokoje sie o twoje gardło bo Jest zupełnie chłodno a ty jesteś zgrzany " Odjazd Ulica Vasagatan Bardzo da-leko ledwie dosłyszalnie brzmi muzyka rrltictrv "Scali"' iak brzęczenie chóru owadów" Yasagatan płynie szeroko ro zlana powodzią o?ni Ogromnieje 1 rozja-r7- 3 śip w oczach iak burzliwa powódź miasto światłości Znała przepych i czar Sztokholmu najpiękniejszego miasta na świecie lecz zawsze gdy była w nocy tu u 7hiee'u Yasasatan i Kungsgatan otwie rała szeroko olśnione na nowo oczy„ Już tyle razy a jednaK 1 teraz ten sam wstrząs i olśnienie że oto znajduje się na dnie fantastycznego podmorskie-go' świata w zalewie płomieni miasta księżycowego miasta-muzyki- ™ 1 onioi ipdnak wziąć taxi — syczy pan Roos otulając szczelniej gardło sza- - likiem Skinienie ręki Ingyara i ciemna! "ZWIĄZKOWIEC" SIERPIEŃ (August) Środa 25 — 1959 ' — Czy panowie pozwolą zgasić świa-tło? Nic nie odpowiedzieli Soltecki pod-niósł się na palcach i przekręcił wyłącz-nik: "Szkoda — pomyślał — że od stro-ny korytarza nie ma 'zasłony" Starał się tara ie patrzeć na korytarzu było pu-sto czasem ktoś przeszedł do toalety Za drzwiami stanął konduktor z la-tarką na piersiach: kontrola biletów Za-palił światło Wychodząc po kilku minu-tach zgasił je i życzył wszystkim dobrej nocy Soltecki przymknął oczy: zdrzem-nie się co ma' wisieć — nie utonie Nie mógł zasnąć Zdawało mu się że gdy otworzy oczy zobaczy Wronę stojącego na końcu korytarza Przypomniał sobie moment kiedy kątem oka dostrzegł go na stopniu wagonu Po pół godzinie wstał i wyszedł do toalety Kiedy wracał Wrona stał na końcu korytarza Skiba popatrzył na zegarek: Do na-stępnej stacji jest przeszło godzina jaz-dy zdąży przejść przez cały pociąg — Zaczął od pierwszego wagonu wtykał głowę do środka i przyglądał się pasaże-rom Podnosili ku niemu swe obce za-sypiające już twarze Przechodził dalej Myślał: Na Zachodnim Dworcu nie wyszedł gdzieś tu musi być trzeba go odnaleźć — W niektórych przedziałach nie zapalono światła "twarze rysowały się niewyraźnie czasem ktoś burknął ze zniecierpliwieniem — Co tam? Skiba przepraszał i przesuwał się do następnego przedziału Soltecki spostrzegłszy Wronę jakby przez chwilę stracił orientację Nie wie-rzył własnym oczom: oto spotyka się z nim oko w oko właśnie wtedy kiedy o nim najmniej myślał Obaj" kłuli "się wzrokiem Wrona uśmiechał się lekko ręce trzymał w kieszeni Na pewno ma tam rewolwer — przem-knęło przez głowę Sołteckiemu Cofnął się tyłem w głąb korytarza lewą ręką namacal hak przytrzymujący drzwi U-nió- sł go do góry puścił: zwolnione z uchwytu drzwi zakolysały się jak wahad-ło za każdym razem z płaskim mlaśnię-ciem wyduszając powietrze W szybie drgała zniekształcona twarz Wrony Sol-tccki obrócił się teraz i przeszedł przez harmonijkę płócienną łączącą wagony Na moment uderzył w niego prąd po- wietrza rwący przez szparę na nozdrzach osiadł zapach smoły pod nogami głośniej zadudniły koła Nacisnął drzwi — puś-ciły Znalazł się w pustym korytarzu znowu ogarnęło go ciepło przytulność wagon kołysał się' jak rozbujany statek W wagonie siedziało mało ludzi niektó-rzy poukładali się na ławkach i spali Soltecki nic miał nawet mglistego po-jęcia dokąd chce uciekać To ostatni wagon dalej jest tylko noc Oglądał się za siebie: A może się pomylił To mógł być kto inny podobny do Wrony: "Nonsens nie okłamuj się człowieku to był Wrona" Nagle posłyszał za sobą szczęk otwiera-nych drzwi spojrzał: Wrona Przebiegł szybko do końca korytarza znowu drzwi zatrzasnął je i uprzytomnił 'sobie że tu się kończy pociąg Poczuł ciepło przeni-kające mu skórę tysiące drobnych igie-łek cięło go w plecy Co teraz?! Przez szybę widział zbliżającego się powoli Wronę Pozostało mu tyko jedno wyj-ście Otworzył drzwi do wagonu i przytrzy-mując się ręką uchwytu namacal noga-mi stopień Wyciągnął rękę: tu powinny —4± - # r-- r limuzyna przysuwa się bezszelestnie do krawężnika chodnika-Duszn- e przytulne wnętrzne nasycone zapachem perfum Czarodziejski świat przepływa bezszele-stnie za szybami jak lodowa wstęga mi-goce asfalt pulsują światła neonów re-flektorów witryn Zapalają się i gasną lampy sygnałowe Po frontonach domów spływają świetliste łuny łączą się w li-tery słowa w dziwowisko rozbiegają się gasną i zapalają się znów Minęli Kungsgatan i kolumny "Wież Królew-skich" za którymi płomieniach wodo-trysków tańczy Orfeusz wśród nimf i ko-los "Nordisk" płonący tysiącami okien Zaczyna się tajemnicza i wielka Sven-we- g zapach drzew zapach trawników ostry i gorzki zapach cudzoziemskiej ziemi — Cudowny wieczór! — mówi pani Roos w półmroku limuzyny ale jednak chłodno Fryderyku zasłon szybę Pan Roos przekręca dźwignie szyby i staje się jeszcze cis7ej Opony dotykają bezszelestnych asfaltów ledwie wyczu walnie wibruje motor ognista rzeka bez-szmem- ie przepływa jak śnie obok Jest cicho duszno i tajemniczo na sa-mym dnie zagadkowego podmorskiego świata Kolorowe cienie i blaski ślizgają się po twarzach Ewa rozpoznaje twarz Ingyara pana Roos Wiktorii Oto już narożnik Odengatan i wielkie lustrzane szyby znajomej kwiaciarni — "Tak — myśli Ewa i przyciska rękę piersi aby uciszyć kurczowe miotanie się serca — Tak! Więc około północy będą wracali razem prawdopo-dobnie tą właśnie drogą ze "Scali" na Tulegatan do siebie I pewnie zatrzyma-ją się przed kwiaciarnią Nie sposób oprzeć się i nie zatrzymać się przed tym czarodziejskim ogrodem błękitnych róż A potem przez Odengatan" — O patrz — mówi Ingyar — w "Oskarii" jest nowa wystawa obuwia — Żebym nie zapomniał: musisz mi jutro kupić Ewo ranne pantofle bo tamte już się zdeptały — Dobrze — mówi "Ewa — A ja-kie wolisz? — Byle nie filcowe Jakieś lżeisze na lato teraz modne ze słomki bard2o lekkie i wygodne- - — Dobrze Jutro rano jak wyjdzie być jakieś drążki Są! Złapał się ich Owionął go prąd zimnego powietrza w twarz uderzyły krople deszczu pod no-gami umykały tory Wdrapał się na dach Przed sobą widział wijący się czarny wąż wagonów iskry wysypujące się z komina lokomotywy a po bokach czarne płaszczyzny pól Odpocząwszy przez parę sekund zaczął pełzać na-przód Powierzchnia dachu ślizgała mu się pod rękami Pełzał środkiem przy-trzymując się okrągłych wylotów wenty-lacyjnych Jeszcze mu zostały dwa me-try potem opuści się na dół na mostek pomiędzy wagonami Obejrzał się: nad krawędzią wagonu wystawała głowa Wrony Nie zważając na sadze sypiące mu się do oczu czołgał się Salej Teraz odczuwał tylko jedno: slrach Wreszcie dotarł do końca dachu 0-krę- cił się na brzuchu i zobaczył czołga-jącego się ku niemu Wronę Spuścił nogi na dół ale nie natrafił na żadne oparcie Oczy rozszerzyły mu się z przerażenia Wrona podchodził coraz bliżej Półtora metra przed nim zatrzymał się przesu-nął rękę do tyłu: Sięga po rewolwer — pomyślał Soltecki Nagłym zrywem pod-ciągnął się na łokciach i rzucił do przo-du Wyciągniętymi rękami złapał go za głowę tamten wyjął rewolwer Soltecki podbił mu rękę Wrona nic wypuścił re-wolweru Zwarli się z sobą Wrona czuł że opuszczają siły Rewolwer wyśliznął mu się z mokrych palców przechylił na bok by go pochwy-cić w tej samej chwili otrzymał mocne pchnięcie w ramię i łagodnie nie natra-fiając na żaden punkt zaczepienia zesu-nął się z dachu Soltecki nie słyszał jego przeraźliwe-go krzyku leżał ciężko sapiąc z wysiłku Do świadomości docierała powoli myśl: Jest wolny Nie grozi mu już żadne nie-bezpieczeństwo Zaczął się centymetr centymetrze cofać w kierunku' harmonij-ki Skiba doszedł na koniec do ostatnie-go wagonu Ależ tu przeciąg widocznie ktoś zostawił okno w korytarzu otwarte Zajrzał przedziału: nic Może w toa-lecie? — Wtedy zobaczył otwarte drzwi: Czego to człowiek nic robi żeby tylko uniknąć śmierci? — pomyślał wspinając się na dach: "Psiakość nie przypuszcza-łem że dzień skończę na dachu pędi-ceg- o do Szczecina pociągu Ależ tu wic je jeśli ja tego nie odchoruję to będzie cud Gdzież on jest? Aha tam A gdzie drugi? Spóźniłem się drugi zapewne już pod kolami Ciekawym który?" Soltecki zobaczył przed sobą kie-dy Skiba był już bardzo blisko W panicz-nym odruchu odepchnął się od wylotu wentylacyjnego spychał się rękami tylu wreszcie poczut ze nogi zawisły w powietrzu: żeby tylko o coś zaczepić Deszcze wzmagał się ściekał mu struga-mi po twarzy Czuł że palce ześlizgują się traci opaicie Wtem udcr7yło go coś w polic7ck Nie miał czasu myśleć coś mignęło mu przed oczami: palce za-cisnęły się wokoło jakiegoś sznura Pa-sek Złapał się go zobaczył zbliżającą się ku niemu twaiz Skiby Jezus! teraz juz wszystkim — po-myślał Nagle posłyszał: — Trzymaj się mocno bracie ja cie-bie chcę żywego — Pociąg zwalniał Do-jeżdżali do stacji KONIEC ~r 9?' f w w we do tą Sa go po do go do mu po my po zakupy przypomnij mi Wiktorio o pantoflach dla lngvara "albo nie — myśli dalej — Nic pójdą pieszo Napcwno będą się śpie-szyć na Tulegatan i wezmą taxi Za kilka minut są już u siebie w "Pcnsion Lindh" Prawdopodobnie jeszcze jakaś kawa albo herbata (" czy napije się pan teraz herbaty panie Bertku czy zanieść do pokoju na noc'" — "Do pokoju jeśli pani tak ła-skawa panno Ewuniu" — Gorzka czy slod7ona?" — "Gorzka panno Ewuniu — A jak mówi mówi panna Gint? Pew-nie — "Wollen Sic fce jctzt trinken mein lieber?" — A bransolety na prze-gubach jej dłoni 7adzwonią cicho i melo-dyjnie jak muzyka elfów Ona ma brzyd-kie usta zanadto duże "Ja lubię twoje usta Ewuniu — mówił Bcrtek — gdyż są takie małe Takie bardzo małe i bar-dzo smaczne") Bezludny zgaszony Jarsplan Jaszcze kilkadziesiąt metrów zakręt i oto Jarls-gata- n bukszpany i ogród mglisty i sen-ny W salonie świecą się przymglone storami okna Birgitta na tarasie jak zjawa czeka na powrót państwa — Dobry wieczór Birgitto — mówi Ewa wchodząc pierwsza na taras — Czy kolacja przygotowana? — Tak jest Zaraz podaję — A panna Tina? U siebie? — Tak Już śpi Boli ją głowa Ewa idzie przebrać się do sypialni Znaiomy chłód i zapach muzealnych po-kojów znajoma cisza zatopionego w bez-ruchu świata Z salonu słychać rozmowę Ingyara 1 Wiktorii i echo ich głosów sze-leści sucho po kątach No tak! Wszystko w porządku: znajomy cichy martwy świat znajome stojące nieporuszone sprzęty: znajomy zapach i chłód Cichy stuk obcasików Birgitty krzątającej się dookoła stołu w jadalni Uderza dzwon Engelbrekts — pierw-szy — drugi — trzeci Metaliczny zna-jomy glos odmierza jeszcze jedną godzi-nę bliżej do śmierci Ewa liczy w skupie-niu: dziesięć Dziesiąta? A więc to za-ledwie kwadrans temu: panna Gint — pani Larsen "bardzo mi milo" i te bę-bny warczące i dzikie Teraz na scenie zaledwie druga odsłona rewii t2niec po-sagów' A ten straussowski walc będzie dopiero za godzinę OKULIŚCI OKULISTKI Br Bukowtka-Beina- r O D Wiktoria Bukowska OD prtradx4 nowocicsny gabinet okuHtjciny rny 274 Ronceivalles Avenut obok Ccoffrcy St Tel LE 2-54- 93 Godilny pnJcć: rodrlcnnle od 10 rno do 8 wlcctór W soboty od 10 rano do 4 po pol 1 S ADWOKACI i NOTARIUSZE E H ŁUCK BA LLB (ŁUKOWSKI) I R H SMELA BA LLB POLSCY ADWOKACI Wspólnicy firmy adwokackiej Blancy Pasternak Łuck t Smalą 57 BLOOR ST W rófi Day WA A ł755 projnmja wtrcioraml ta tclcfonlcr-n- m porozumieniem 1 S STEFAN MALICKI ADWOKAT OBROŃCA I NOTARIUSZ Tel AT 90301 Wieczorami 1 w sobotę MU 1-4- 361 54 78 G HEIFETZ LU ADWOKAT S HEIFETZ NOTARIUSZ 33 Wellington St W Toronto Oni EM 6451 wlacioraml WA 3-44- 9! I S JAN L Z GÓRA ADWOKAT — OBROŃCA NOTARIUSZ Tel Biura: LE 3-12- 11 Micszk: AT 9-84- 65 1437 Queen St W — Toronlo 1 s GEORGE BEN BA ADWOKAT I NOTARIUSZ Jlowl po polsku 1147 Dundas St W Toronto Tel LE 4-84- 31 I LE 4-84- 32 1 S Miss RUTH CANTON BA CPA ADWOKAT — OBROŃCA NOTARIUSZ 1337 Dundat St W Toronto LE 7-11- 33 14 W CM BIELSKI babcl ADWOKAT I NOTARIUSZ rriyjcilc Kicllrmilr Sulle 404 lloarcl of 'Iriulc Uhlu 11 Adelaido St West fpry YniiKC M ) Toronto — EM 2-12- 51 Wieczorami za upizcdnim Iclefonicznj 111 poi ouinienlrm 2 w KRAJU BEZPŁATNA TELEFONUJCIE STR 7 DLA ZABEZPIECZENIA WASZYCH OCZU ZEISS Punktel szklą do okularów już do w Kanadzie Pytajcie o nie u Waszego specjalisty do oczu Z DENTYŚCI Dr Władysława SADAUSKAS LEKARZ DENTYSTA (dnir1 dom od noncesalIe) za tclefo-- i nicznin porozumieniem Telefon LE 1-4- 250 129 Grenadier Rd S Dr M LUCYK DENTYSTA 2092 Dundat St Toronto Tel RO 9-46- 82 1 W Dr E WACHNA 10—12 1 2—8 Balhunt St 4 2 w Dr S D BRIGEL DENTYSTA CHIRURG — STOMATOLOG cliorftb amy utln l'hj sU lims1 & SuiKpnns' llulldlns KiuuelniU No 270 86 Bloor St W — Toronlo Tolofort WA 2-00- 56 1 W KMMKiJwsajBuvpHWVLiBjn9rtHrM(TA ajKMrf 1 ~f} ? u t y ą 1 kTow Tiij ak4 ! ntaaH U 'UATrniuv 1 Godziny: LEKARZ U!nKMWVRIUA: LEKARSTWA HT$j!y lyih o{jlitia OD TYCH NASZYCH RÓW KTÓRYM WYGASA JAK JEJ CELU PRZERWY WYSYŁCE PISMA POLSKI PROGRAM RADIOWY Staca Fala 9—10 rano CKTB 620 29 Humborcreił Blvd 9-91- 75 (wlecz) lub 1-2- 471 EM 6515 1 tum eo erf W _-aWb- MlaaM JaKBKMaW: 1 JU11I1 łHnIEte Poplortlclo ip w "Związkowcu" ADMINISTRACJI P T PRUNUMGRA10 PRZEDPŁATA O NAJSZYBSZE ODNOWIENIE W UNIKNIĘCIA W "SYRENA" RO "Związkowiec" LE Jan Alexandrowłcz — Nolary Public POLSKIE BIURO INFORMACYJNE Pomoc w sprawach ro'l7irmyiłi spadkowych i majątkowych w Polsce — Kontrakty I innr dokumenty Imigracja Income Tai 'lliimac7enia Toronlo Ont 618-- A Ouocn St Woit Tol EM 8-54- 41 iz w DOMINION TRAVEL OFFICE 55 Wellington Wost — Toronto — Tel EM 6-64- 51 S HEIFETZ NOTARY PUBLIC Załatwiamy sprawnie i solidnie: Sprowadz-ani-c krewnych 7 Pohkl na stale IiiIj wi7tc — Wizy do Polski w 10 — Wyjard do USA na stałe lub wi7)le — Sprawy majątkowe w kraju akty pełnomocnictwa małżeństwa precz 7as(epcc i i sprawy Gwarantowaną pr7cslke pieniędzy i paczek do Polski i Ukrainy Tłumaczenia notarialne wiiclklch dokumentów Bezpłatna listownie osobiicie telefonicznie NAPOJi: NAJIIAIWZIM ZBUŻOSH DO TYCH KTÓRE TAK WAM SM A-KOW-ALY W R0U7AUUYM Sprclalltla Móriy Cola - Gingcr Ale - Orange - Crcam Soda DOSTAWA na bankiety i inne okazje W TORONTO nabycia Przyjmuje uprzednim W DENTYSTA 386 a PROSIMY „Nlcclihla dni darowizny informacja i WAInut h 1-2- 151 w dnie powszednie do godz 7 wiecz Nie dostarczamy towaru do prywatnych domów MW z-- w 67 S 8®T?M' '4 Mit 'i t3'h4'Al?1 4' i v m% '- - 114 WK r 1 "! ł Mi ' ii & 9 fr 1 a i:i 1 ii SG1 ih N #!?' 11 ! |
Tags
Comments
Post a Comment for 000284b